Tego dnia, a był to piękny jesienny dzień Bonifacy wędrował po okolicznych lasach i polach. Na bezchmurnym niebie królowało Słońce, ale można było też zaobserwować bociany krążące w noszeniach termicznych i cieniutkie włosy babiego lata. Ciepły wiatr niósł zapach ziemi i kwitnących ziół.
Bonifacy właśnie wyszedł na otwartą przestrzeń i staną bez ruchu. Na polu przed nim wylegiwały się i grzały w promieniach słońca baloty. Tak, wielkie stado balotuw leżało bez ruchu i zażywało kąpieli słonecznej. Bonifacy dobrze wiedział że spokojne baloty potrafią być groźne gdy niewłaściwie się z nimi obchodzi, bywa że w złości lub strachu przygniotą człowieka do ziemi.
Ale teraz spały w objęciach słońca. Niebawem wszystkie ruszą całymi stadami na zimowiska do stodół lud zbiorą się w wielkie stogi i tak przetrwają zimę.
Jeszcze przez chwilę Bonifacy obserwował te niesamowite stworzenia, a potem cichutko by ich nie spłoszyć ruszył w dalszą drogę.
W międzyczasie bociany przeniosły się na inną część nieba a nad jego głową przeleciał myszołów i skierował się w stronę gdzie leżały baloty. Bo prawie każdy wie że myszolowy i baloty bardzo się lubią.
marcysi 2020-01-18
już nigdy nie przejdę obojętnie obok balotów ;-)
hihihihi Bonifacy coraz bardziej zachwycają mnie Twoje przygody;-)