nie tak się umawialiśmy...

nie tak się umawialiśmy...

1/3

NIE TAK SIĘ Z RZĄDEM UMAWIALIŚMY…

Ledwie „PIS Burdel” zaczął obowiązywać, a już aż od Bałtyku po Tatry rozległ się krzyk oburzenie i protestu. Okazało się, że wśród tych osób, którym pensje wypłacane są „z góry”, wiele nie tylko nic na „PIS Burdelu” nie zyskało, ale jeszcze nawet straciło po kilkaset zeta.

Nie będę się dziś zajmować oburzeniem tysięcy nauczycieli, bo ich akurat PIS zawsze nienawidził i szykanował, jak tylko się dało, więc nie dziwota, że i teraz chcą ich wydymać. Zresztą jeden z najlepszych ministrów w całej historii naszego kraju, pan Przemysław Czarnek, twierdzi stanowczo, że informacje o niższych wypłatach dla belfrów to typowy fejk i on nie ma żadnych doniesień, by któregoś z nich spotkała jakaś krzywda. Jego zdaniem wszyscy nauczyciele dostali dokładnie tyle, ile dostać powinni. A ponieważ ja bezgranicznie wierzę ministrowi Czarnkowi, więc apeluję do wszelkich pedagogów – przestańcie użalać się i kłamać, bo i tak nikt nie uwierzy w te wasze rzekomo pomniejszone pobory, skoro jeden z najlepszych ministrów w całej historii twierdzi, że nie zostały pomniejszone nawet o złotówkę!

Ale dziś będzie nie o nauczycielach, tylko o naszych kochanych funkcjonariuszach MSW oraz innych służb mundurowych.
Oni też podnieśli wrzask, że zostali przez rząd oszukani i dostali mniejsze wypłaty, niż normalnie. A już szczególnie rozgoryczeni są ci funkcjonariusze z dłuższym stażem, zajmujący kierownicze stanowiska i zarabiający od 10 tysi miesięcznie wzwyż. Bo nie tylko rząd zabrał im teraz nawet i po 400 zeta, to jeszcze, jako mający pobory blisko magicznej granicy 11 tys. zł brutto, mogą już na stałe znaleźć się wśród tych 8-10% Polaków, którzy będą finansować cały „PIS Burdel”.
Głos w imieniu funkcjonariuszy Policji, którzy uważają, że zostali wręcz okradzeni i oszukani przez rząd, zabrał Rafał Jankowski, przewodniczący związków zawodowych NSZZ Policjantów. I on stwierdził, że rząd oraz władze resortu nie dotrzymały umowy zawartej ze służbami mundurowymi.

Rząd PIS może sobie pogrywać z nauczycielami, pracownikami sądów, opieki społecznej, kultury lub ZUS, a nawet z pracownikami Wód Polskich, Poczty Polskiej i służby zdrowia, choć z tymi ostatnimi, w związku z pandemią, władza od 2 lat stara się nie zadzierać, a nawet zdarza jej się lekarzy chwalić. Generalnie jednak cała „budżetówka”, ze swoim niezadowoleniem i protestami płacowymi, wisi Kaczyńskiemu i powiewa na wietrze.

Ale funkcjonariusze MSW i innych służb mundurowych to inna bajka.
To jest od 6 lat oczko w głowie Kaczyńskiego, prawdziwy fundament władzy PIS i jego „ramię zbrojne”, dopieszczane i obdarowane przywilejami, o jakich mogą tylko pomarzyć przedstawiciele innych grup zawodowych.
Nowogrodzka nie może sobie pozwolić na żadne konflikty z funkcjonariuszami resortów siłowych, a już szczególnie Policji i służb. Oni muszą być zadowoleni i dozgonnie wdzięczni rządowi, wierni i niezawodni. Więc rząd bez mrugnięcia okiem od lat kupuje tę ich wdzięczność i wierność.
W państwie autokratycznym, właściwie już niemal totalitarnym, może zabraknąć wszystkiego: prądu, gazu, żywności, łóżek w szpitalach, miejsc w przedszkolach, pieniędzy na emerytury… Ale nie może zabraknąć ani policjantów i agentów służb, ani miliardów na ich wynagrodzenia.

W 2019 roku, w trakcie konwencji wyborczej PIS, premier Cep przyznał, że w ciągu 4 lat rządów jego partii z Polski wyjechały ponad 24 tysiące lekarzy… Pewnie nie mniej wyemigrowało pielęgniarek, ale o nich Cep nie mówił. Można więc przyjąć, że do dziś tych lekarzy wyjechało z kraju w sumie powyżej 30 tysięcy.
Jest to liczba wprost niewyobrażalna biorąc pod uwagę fakt, że dotyczy państwa, które od zawsze boryka się z olbrzymimi problemami kadrowymi w służbie zdrowia.
30 tysięcy lekarzy powiedziało – mamy dość!
W odpowiedzi usłyszeli od rządu – a jedźcie sobie w diabły, my was nie potrzebujemy, mamy z wami same kłopoty...
I aż do wybuchu pandemii nikogo na Nowogrodzkiej to nie martwiło. Zwiększyli limity osób przyjmowanych na studia medyczne, uznali to za swój wielki sukces i uznali, że sprawa jest załatwiona.
Wisiało im to, że ci nowoprzyjęci na studia lekarzami staną się dopiero za 8-9 lat. Nawet teraz, choć mamy przed sobą kolejną falę pandemii, pełne szpitale i perspektywę 50 tysięcy osób zarażonych dziennie, na Nowogrodzkiej panuje względny spokój i bierne oczekiwanie.
Ale dlaczego Cep, Błaszczak, Sasin, Witek lub Suski mieliby się tym przejmować? Nie muszą się przecież martwić o to, że zabraknie lekarzy lub pielęgniarek w „ich” szpitalach MSWiA lub Instytucie Wojskowym na ul. Szaserów, bo zadbali o to, by była tam pełna obsada etatów.

cd pod nastepną fotką

(komentarze wyłączone)