wygodnicki ;)

wygodnicki ;)

WIDZIMY SIĘ W NIEDZIELĘ PRZY URNACH!
2/3

PREZYDENCKIE
Powszechnie uważa się je u nas za najbardziej prestiżowe i to podczas nich była również na ogół największa frekwencja.
A jednak aż do 2015 r. wielu z nas miało do tych wyborów dość swobodny, może nawet nonszalancki stosunek.
Powodem był oczywiście konstytucyjny ustrój naszego państwa, który dla prezydenta przewiduje bardziej funkcje reprezentacyjne, niż realną władzę. Głowa państwa bardziej kojarzyła nam się z tym "strażnikiem żyrandola" niż ze "Strażnikiem Konstytucji".
Sam mam dwóch znajomych, którzy, choć nigdy nie sympatyzowali z PIS, to w 2015 r. zagłosowali na „główkę prącia Prezesa”, bo po prostu nie lubili Komorowskiego... Dopiero po kilkunastu miesiącach dotarło do nich, że w ten sposób, wraz z setkami tysięcy innych niefrasobliwych (lub najzwyczajniej durnych i naiwnych) Polaków podali Polskę Kaczyńskiemu na tacy i umożliwili mu niszczenie fundamentów demokracji. Inna sprawa, że w 2015 r. nawet najzagorzalsi przeciwnicy PIS nie przypuszczali, że "główka prącia Prezesa" okaże się aż taką kanalią, klaunem i bezwolną kukłą.
No i że z łamania zapisów naszej Konstytucji uczyni właściwie swoje główne zajęcie.

Po okresie prezydentury Lecha Kaczyńskiego i Komorowskiego wielu Polaków zadawało sobie pytanie, po jaką właściwie cholerę potrzebny nam jest urząd prezydencki.
Dziś jesteśmy bogatsi o doświadczenia ostatnich 8 lat i wiemy już, że do wyborów prezydenckich trzeba się "przyłożyć" tak samo, jak do parlamentarnych.
Choć Komorowski był bardzo słabym Prezydentem, to, gdyby doszło do jego reelekcji, byłby w stanie sam jeden powstrzymywać tę PIS-owską dzicz w dewastowaniu państwa i demokracji. Obecna sytuacja pokazuje natomiast, że jeśli ten urząd dostanie się w ręce kanalii i przygłupa, to może on skutecznie dezorganizować działania nawet najlepszego rządu i niweczyć nawet najlepsze jego zamiary, a przy okazji trwale kompromitować nasz kraj na arenie międzynarodowej.

SAMORZĄDOWE.
Najmniej prestiżowe i cieszące się najmniejszym zainteresowaniem, szczególnie wśród mieszkańców dużych i średnich miast. W tym roku jest jeszcze jeden czynnik, który nie będzie sprzyjać wysokiej frekwencji.
Pół roku temu doszło do prawdziwego polityczno-wyborczego przesilenia. Po tamtej walnej bitwie, olbrzymim wysiłku i emocjach, jakie jej towarzyszyły trudno nam dziś ekscytować się wyborami do jakichś rad powiatów lub dzielnic.
Media co rusz donoszą, że także wśród elektoratu PIS nastąpiło duże rozprzężenie i demobilizacja. I to prawda.
Tyle że demobilizacja nastąpiła także u nas! Obserwuję to niemal codziennie!
A to bardzo niedobrze. Bo jak na razie to my odnieśliśmy raptem jeden wyborczy triumf!
Wielki i niezaprzeczalny, ale zaledwie pierwszy w tej totalnej wojnie z PIS, która będzie trwać jeszcze co najmniej rok, do wyborów prezydenckich.

Zastanówmy się więc, czy naszym celem było i jest nadal całkowite unicestwienie PIS, wymazanie tej bandyckiej organizacji z mapy politycznej Polski i wsadzenie setek PIS-owskich przestępców za kraty, czy tylko odsunięcie ich od władzy w państwie i zajęcie ich miejsca.

PIS jest dziś tak słabe, jakie nie było od 15 lat.
Wewnętrznie skłócone, sfrustrowane, rozczarowane i przerażone, zdające sobie sprawę ze swojej słabości.
Ale my nie możemy się upajać jednym wyborczym triumfem i dzisiejszą słabością śmiertelnego wroga…
Byłby to z naszej strony błąd niewybaczalny!
Byłaby to wręcz zbrodnia. Trzeba tego wroga bezwzględnie dobić, a nie szlachetnie darować mu życie i biernie przyglądać się, co też on będzie robić dalej.
Nie można temu wrogowi dać nawet chwili wytchnienia, nie można dawać mu czasu na dojście do jakiej takiej równowagi! Niech nas nie zmyli jego słabość. I niech nas nie zmyli nasza dzisiejsza siła! Bo to wszystko może się diametralnie zmienić…

Wystarczy, że nowa władza będzie odwlekać w czasie realizację kolejnych obietnic wyborczych (a przecież to oczywiste, że tak będzie musiała robić) i poparcie dla niej będzie spadać, zaś dla PIS może rosnąć.
Coraz mniej Polaków będzie pamiętać, w jak fatalnym stanie PIS zostawiło nasze państwo i jego finanse.
Nie zapominajmy również, że to jednak PIS wygrało jesienne wybory i to z dużą przewagą nad PO/KO. A naszym celem jest nie tylko doprowadzenie do sytuacji, że oni już nigdy więcej żadnych wyborów nie wygrają, ale także zapewnienie takiej przewagi PO i Lewicy nad PIS, by w przyszłości nie były już potrzebne jakieś zgniłe kompromisy z PSL-em!

PSL to zdecydowanie najsłabsze ogniwo w koalicyjnym łańcuchu, do którego ja osobiście nie mam za grosz zaufania. Oby to ogniwo nie stało się w przyszłości „koniem trojańskim” lub „piątą kolumną”… Nie możemy więc spocząć na laurach i wciąż upajać się październikową wiktorią!
Musimy we wszystkich przyszłych wyborach i bez PSL-u mieć zdecydowaną przewagę nad PIS.

cd pod następną fotką

(komentarze wyłączone)