Gwiazdy potańczyły wczoraj na lodzie ino im się łyżwa wygła :)
Siws, zbuntowany w porze kolacyjnej postanowił zrzucić mię za wszelką cenę, nie przewidział jedynie, że "mamusia będzie siedzieć do końca" - koniec był, kiedy od tego brykanio-kręcenia nogi jej się poplątły i wyrżnęła na glebie :D hihihi
Pierwszego kopa odstała jeszcze, kiedy leżałyśmy obie.
Ponoć wyraz facjaty Siwej - lecącej dostojnie niczym podcięta sosna ponoć nie do opisania. Beata mówiła, że cud, że jej ze zdziwienia oczy nie wypadły :P
Ale za to potem jazda mniodzio.
Wczoraj z braku czasu nie było żółtych szelek. Ale za to Siws miał cztery bite dni ciężkiej harówy, w związku z czym mogę spokojnie ją olać do niedzieli (czyli do dnia, kiedy wreszcie pojawię się na stajni).
PS. Ależ mi włos rozwiało...