Na brzegu rozlewiska sporo się dzieje. Trzeba tylko cierpliwie poczekać w ciszy i spokoju. No właśnie, w ciszy.
Ledwie droga wzdłuż Biebrzy zrobiła się jako tako przejezdna, a już zaczął się na niej ruch.
Kszyki przez jakiś czas znosiły to z filozoficznym spokojem, ewakuując się tylko w głąb traw, ale kwokacze, których nigdy nie miałam okazji fotografować, znikły jak sen złoty.