Konstanty Ildefons Gałczyński "Młynek do kawy"
Jest Gałczyński od "Rozmowy lirycznej" i mówienia o tym, jak on ją kocha całą w srebrze i nutach. I jest Gałczyński od "Listów z fiołkiem", "Teatrzyku Zielona Gęś" uroczo absurdalnych perypetii Hermenegildy Kociubińskiej.
Tu w "Młynku do kawy" zdecydowanie bliżej nam do absurdu. Przeczytamy o tym, że Celina wyrwała swemu mężowi wszystkie włosy z głowy, kiedy młynek przepadł bez wieści. Mikołaj, który nie mógł znieść fruwającej peruczki, zaczął nosić na głowie chustkę z zawiązanymi czterema rogami. I tak ją nosi do dziś. Przygody młynka uciekiniera, który usłyszał, że ma zostać wyrzucony na śmietnik, bywają miejscami liryczne. Jest też walka o słuszną sprawę, by ołowiane żołnierzyki nie ginęły bez sensu, by ich ołowiane matki nie płakały zrozpaczone i żeby wszystkie dzieci miały białą kawę na śniadanie...