Że sieweczki już przyleciały wiedziałam od prawie tygodnia, bo słychać było ich nawoływanie ale słońce notorycznie odmawiało współpracy.
Za to w sobotę świeciło ogromne na całe niebo, więc wszystko to, co przedswiąteczne i przedniedzielne zostawiłam odłogiem.
Lecę do parku. Są!
Zawodząc i kwiląc pętają się na brzegu sadzawki.
Najpierw bardzo szybko, potem coraz wolniej podchodzę... stoję... fruuu, są - ale kawałek dalej.
No to znowu szybko... wolniej... stoję... dwa pstryki... fruuu na inną stronę sadzawki.
To ja szybko... coraz wolniej... stoję... nadchodzi ktoś z psem... fruuu...
Przegoniły mnie sieweczki bez litości w te i wewte:))
Nie szkodzi! Ruch na świeżym powietrzu, szczególnie po zimie bardzo wskazany...
I tak miałam szczęście, że nie odleciały od razu w nieznaną mi siną dal!
dodane na fotoforum: