[36989051]

WIECZNI „MONGOŁOWIE”…
2/3

To zwykli Rosjanie wymordowali także miliony własnych rodaków i zagłodzili na śmierć miliony Ukraińców latach 1932-33. Zwykli Rosjanie donosili do NKWD na swoich znajomych i sąsiadów (a nawet krewnych) i tym samym skazywali ich na śmierć. To zwykli Rosjanie w 1939 r. dokonywali rzezi polskich „burżujów” na Kresach, palili i rabowali majątki.
To nie marszałkowie Żukow i Koniew na terenach „wyzwolonych” gwałcili polskie kobiety, nie oni mordowali wziętych do niewoli żołnierzy podziemia niepodległościowego i nie oni grabili wszystko, co im w łapy wpadło, od ślubnych obrączek i zegarków poczynając, a na kobiecej garderobie, klamkach i przewodach trakcji kolejowych kończąc. Robili to najzwyklejsi Rosjanie. To zwykli Rosjanie zrównali z ziemią Grozny, bombardowali szpitale i szkoły w Syrii oraz palili wsie afgańskie razem z ich mieszkańcami. Właściwie każdy naród, który na przestrzeni wieków miał nieszczęście mieć do czynienia z Rosją i armią rosyjską, mógłby sporządzić własny wykaz masowych zbrodni, jakich dopuścili się na nim zwykli Rosjanie.

Wszystkim, czy to w Europie, czy w Azji, żołnierze rosyjscy od dawien dawna kojarzą się wyłącznie z: agresją, mordami, gwałtami, grabieżami i podpaleniami. Wielowiekowa zaborczość państwa rosyjskiego to jedno. Ciągłe i niezmienne barbarzyństwo jego armii to insza inszość. Rosyjscy żołdacy zawsze byli rabusiami, gwałcicielami i podpalaczami, tacy wieczni Mongołowie. Mieli jednak to szczęście, że od 100 lat zawsze ich armia była zwycięska (z wyjątkiem Afganistanu).
Tak więc po zakończeniu konfliktów zbrojnych nie wyciągano konsekwencji nawet w stosunku do ich dowódców, którzy na te mordy, grabieże i gwałty pozwalali, a co dopiero prostych żołnierzy. Zwycięzców przecież się nie sądzi…
Kto zresztą miałby ich sądzić? Ich towarzysze broni, tacy sami jak oni?
Dawna doktryna wojenna ZSRR, a teraz Rosji, przyzwala zresztą (choć oczywiście nieoficjalnie) na grabieże, gwałty i mordy, zakłada bowiem, że wszystko na zajętych przez ich armię terenach jest „zdobyczą wojenną”. Z którą sołdat może zrobić, co mu się żywnie podoba…

Teraz zszokowany świat ogląda relacje z Ukrainy.
Widzimy i słuchamy informacji o kolejnym rosyjskim ludobójstwie, łamaniu prawa międzynarodowego i podstawowych norm humanitarnych. Tych zbrodni dokonują zwykli żołnierze, a nie żadni generałowie lub funkcjonariusze GRU. I co chwilę zadajemy sobie pytania: co się z tymi zwykłymi Rosjanami porobiło, co ten Putin z nimi zrobił?!
Odpowiedź brzmi: nie musiał nic robić i to jest właśnie najgorsze!
Rosjanie na przestrzeni wieków w ogóle się nie zmienili.
Tak samo mordowali niewinnych, gwałcili i rabowali w XVI lub XVII w., jak robią to teraz. Zmieniły się tylko metody eksterminacji „wrogów Rosji”, które dziś są bardziej masowe i skuteczniejsze. No i, przede wszystkim, zmieniła się mentalność większości społeczeństw, szczególnie w Europie.

Kiedyś podobnych zbrodni dopuszczała się nie tylko Rosja i żołnierze rosyjscy. Rzezie ludności cywilnej były dawniej niemal nieodłącznym elementem większości wojen. Tak było w czasach krucjat i wypraw konkwistadorów, którzy więcej wymordowali indiańskich kobiet i dzieci, niż zabili indiańskich wojowników. Armia amerykańska wyrzynała całe wioski indiańskie i nikt z tego powodu nie uronił nawet jednej łzy.
Ludność cywilną mordował Chmielnicki, ale tylko trochę lepszy był książę Jarema. A Stalin, III Rzesza i Japonia w czasie II w.ś. mordowali ludność cywilną już na skalę przemysłową…

Wydawało się jednak, że to już mroczna przeszłość. Tymczasem okazuje się, że niezupełnie. To, co dziś wyprawiają rosyjscy zbrodniarze w Ukrainie, robili również w Czeczenii i Syrii, na nieco mniejszą skalę. Ale dziś dzieje się to na oczach całego świata, który zupełnie odwykł od takich obrazów.
Świat odwykł, tylko Kreml nie odwykł…

I dziś świat widzi, że Putin, tak jak okłamuje miliony swoich obywateli, tak okłamał również świat. Świat uwierzył, że przywódcy i naród rosyjski zmienili się. Zaczął bardzo nierozważnie postrzegać współczesną Rosję przez pryzmat tego, co widzimy w relacjach w TV.
A widzimy w nich głównie Moskwę i jej mieszkańców, niewiele różniących się od mieszkańców innych europejskich aglomeracji. Tymczasem pomiędzy Moskwą a rosyjską prowincją jest taka różnica, jak pomiędzy Warszawą i podlaską Sokółką. To są dwa różne światy.
Prawdą jest, że żołnierze rosyjscy, a o nich jest głównie ten post, w 90% rekrutują się nie z miast, tylko właśnie z głębokiej prowincji. Biednej, zacofanej, zakompleksionej i słabo wyedukowanej. Teoretycznie wcielani do armii poborowi, pochodzący z jakiejś zapadłej dziury za Uralem, są materiałem ludzkim łatwym do zmanipulowania i indoktrynowania.
Jak się im na okrągło powtarza w koszarach, że Ukraińcy to faszyści i narkomani, którzy mordują Rosjan w Donbasie, to część z nich uwierzy. I potem taki jeden z drugim sam podpisuje kontrakt na udział w "wyzwalaniu Ukrainy z nazizmu".

cd pod następną fotką

(komentarze wyłączone)