kopciuszek :)

kopciuszek :)

ZABIERZMY DO GROBU PIĘKNE WSPOMNIENIA…
BO CÓŻ INNEGO MOŻNA DO NIEGO ZABRAĆ?

1/2
Do napisania tego tekstu sprowokowała mnie króciutka rozmowa ze znajomym na temat nas samych i naszych wspomnień, której jedyną konkluzją było to, że kiedyś to były fajne czasy i my mamy przynajmniej co dobrze wspominać.
To wtedy napisałem do kolegi te tytułowe dwa zdania, które bardzo dawno temu wyczytałem chyba u W. Łysiaka we „Flecie z mandragory”. I zakończyłem ten mój wpis słowami
„a co mają powiedzieć ci, którzy dziś mają po 15-20 lat lub mniej?”.

Gdy kiedyś, w wolnej chwili, przeglądałem grono moich znajomych na Fb skonstatowałem, że chyba z 80% z Was to osoby 50+, a ponad połowa ma powyżej 60 lat. Wielu z Was mieszka od dawna za granicą. Różne życiorysy, różne losy, ale wszyscy mamy jakieś wspólne, wspaniałe, pełne radości i poczucia triumfu chwile do wspominania. Dla jednych z nas takimi miłymi wspomnieniami jest odwaga, solidarność i roztropność, czasami heroizm walki z komuną. Jej upadek w 1989 r., otwarcie granic, kontakt z cywilizacją Zachodu, zachłyśnięcie się wolnością, pierwsze wolne wybory, uczenie się demokracji. Potem wolny rynek, wstąpienie do NATO, następnie do Unii… Było po drodze sporo błędów i niepotrzebnych zaniechań, ale cały czas, raz wolniej, raz szybciej, posuwaliśmy się jednak do przodu. I gdy wydawało się, że swoim dzieciom i wnukom zostawimy Polskę dużo lepszą, niż ta, za którą my przejmowaliśmy odpowiedzialność w 1989 r., nadszedł koszmarny rok 2015.
Co za 20-30 lat będą wspominać nasi następcy? Czy też będzie im dane przeżywać takie chwile radości i uniesienia?

Regułą jest pozostawianie następcom państwa lepszego, bogatszego, nowocześniejszego. Tylko jakieś niespodziewane kataklizmy wojenne lub globalne kryzysy gospodarcze mogą tę prawidłowość i pokoleniowy obowiązek zaburzyć.
Okazuje się jednak, że rzeczywiście potrafimy być jeśli nie „Chrystusem Narodów” (w tym najbardziej pejoratywnym znaczeniu), to co najmniej niechlubnym wyjątkiem.
I żadnym pocieszeniem nie jest dla nas to, że Węgrzy mogą o sobie powiedzieć to samo.
Od dawna niezmiennie powtarzam, że za to, co się od 6 lat dzieje w Polsce, odpowiedzialność ponosimy my wszyscy.
Nie tylko poprzednie rządy. I nie tylko jacyś rozmodleni chłopi z Podkarpacia lub Podlasia albo ci, którzy dla „5 stówek” postanowili popierać niszczenie i rozkradanie naszego kraju.

Mieliśmy długie 25 lat czasu na nauczenie prawie wszystkich Polaków, że są wartości wyższe, niż chęć kupienia nowszego samochodu, większej chałupy lub jedzenia droższej kiełbasy.
I widać wyraźnie, że nie wykorzystaliśmy tego czasu.
A najlepszym przykładem naszych zaniedbań w edukowaniu i uświadamianiu Polaków jest fakt, że nawet dziś, gdy jakiś purpurowa kanalia, jakiś Jędraszewski lub Gądecki powiedzą, że Ziemia jest płaska, to pewnie z 1,5 miliona naszych rodaków im uwierzy i przyjmie tę brednię za dogmat!
To jest koszmarny obraz zacofania i zaściankowości, których nie potrafiliśmy nadrobić lub zlikwidować po 1989 r.
To nasze zacofanie i zwykła głupota w sferze samodzielnego myślenia, posłuchu dla narodowych autorytetów i umiejętności podejmowania właściwych, racjonalnych decyzji widoczne są zresztą nie tylko w dziedzinie światopoglądowej.
Przez 30 lat nie potrafiliśmy np. wbić do głów wielu mieszkańców wsi, że wiosenne wypalanie traw jest metodą rodem ze średniowiecza. I nie ma żadnych pozytywnych skutków, ma natomiast całą masę następstw negatywnych. O czym mieliśmy ostatnio okazję przekonać się, obserwując w mediach płonący Biebrzański Park Narodowy.
Cały nasz kraj też jest dziś takim płonącym parkiem narodowym. Podpalonym w wyniku głupoty i niefrasobliwości części z nas.
Podwójny sukces wyborczy PIS-u w 2015 r. miał fundamenty w zasadzie czysto ekonomiczne.
Mało kto głosował na nich dlatego, że obiecywali jakąś reformę sądownictwa, zaostrzenie prawa do aborcji lub wzmocnienie naszej pozycji w UE. O których zresztą w trakcie kampanii w 2015 r. wcale nie mówili dużo. Przebili wtedy „szklany sufit” swojego 30-procentowego poparcia dzięki obietnicom wielkich transferów społecznych, zapewnieniom o sprawiedliwym i uczciwym rządzeniu, o zmniejszeniu różnic społecznych i powszechnym dobrobycie. O troskliwym i hojnym państwie. A więc dzięki hasłom w 90% ekonomicznym. No i oczywiście populistycznym, niemożliwym do zrealizowania.
Takim ich hasłem wziętym z sufitu była obietnica podwyższenia kwoty wolnej od podatku do 8.000 PLN. Nawet nie próbowali potem przymierzać się do realizacji tej obietnicy. Bo było ich stać na kupienie tylko niektórych grup społecznych, a nie wszystkich pracujących Polaków. Ale w 2015 r. dokupili takimi właśnie obietnicami te brakujące im od lat 8-10% poparcia i to wystarczyło. Kupili tak, jak się kupuje ziemniaki w warzywniaku. Reszty dopełniła wtedy klęska lewicy. A potem PIS dokupiło kolejne 1,5-2 miliony wyborców. No i mamy dziś to, co mamy.

cd pod nastepną fotką

(komentarze wyłączone)