[52]

[52]

Dzisiaj majtam się wokół okrutnie trudnych pojęć: dobra, zła i moralności. Podle relatywnych, niestety.
Kiedyś na pewno uczyniono nam krzywdę. Ktoś bliski zdradził, zachował się nieodpowiednio i nie on ponosił konsekwencje. Dziewczyna dała w twarz chłopakowi nie wiedząc, że jego czyn miał się jej przysłużyć. Chłopak zostawił dziewczynę w poczuciu zdrady nie pojmując, że w rzeczywistości nie byli "razem, razem".
Na ile z tą relatywnością wiąże się obiektywizm? Przecież jako istoty - poniekąd, poniekąd - rozumne, powinniśmy w stanie zrozumieć, że "nie mierz wszystkich jedną miarą". W takim samym stopniu odnosi się to do bezmyślności osoby, która popełniła błąd.
Dziewczyna mogła się domyślać, jak to wygląda, spróbować wyjaśnić. Chłopak - zapytać wcześniej, zamiast dręczyć się w niepewności tego, co go otacza.

To trudny wybór. Moralność - co jest łatwiejsze? żyć ot tak, na własną rękę, sam ze sobą? Po wyprowadzce spotka się obcych ludzi, współlokatorów, z którymi będzie można dziko imprezować po świt, to jasne "jak słońce".
Brać współodpowiedzialność za świat, za siebie w świecie? To już trudniejsze i nie zawsze zdaje egzamin. Próba nie zawsze kończy się pełnym sukcesem.
(Inna rzecz, że istota sukcesu to temat na zupełnie inną notkę).
Ciężko jest wziąć się za bary, mówiąc: Ziarnikowa, pracuj nad sobą. Tylu wspaniałych ludzi masz za autorytety, a Ty nadal masz braki tu i tu i tu i tam i tam. To wymagające i niewdzięczne.

Nie umiem ładnie kończyć przemyśleń. Ale kwestie tych wszystkich spraw pozostają dla mnie otwarte, wymagają wciąż nowych definicji i spojrzeń :-)

O, a na ten "prawie" koniec jeszcze link: https://www.youtube.com/watch?v=IOm0xc6NJCU
(Na Bani - Brocken: od kilku dni wciąż na mojej playliście).
"Nic nie ma tam ponad nami
Ten szczyt zdobyliśmy sami
I nikt świata ciężaru nie dźwignie za nas

Tu też was Bóg nie usłyszy
Lepiej zrozumcie tę ciszę
I lepiej by go nie było -- gdzie jest ta miłość?"