Dave

Dave

Dave chodził codziennie wzdłuż wielokilometrowej plaży i oferował turystom T-shirty z nadrukami o treści nawiązującej do symboliki Mauritiusa. Na jednej ręce miał przewieszoną olbrzymią torbę, a na drugiej, porozwieszane różnokolorowe koszulki. Jego propozycje składane turystom zazwyczaj spotykały się z brakiem zainteresowania. Choć interes nie szedł mu za dobrze, jakoś nie skarżył się na swój los. W stosunku do wielu innych tego pokroju "plażokrążców" miał tę zaletę, że nie był zbyt nachalny i nie narzucał swej woli. Wobec nas wybrał inną technikę...

Po każdej odmowie zakupu z naszej strony, sięgał po coś do jakiejś kieszonki i wręczał naszej wnuczce souvenir. Były to drobiazgi: a to ciekawy odłamek rafy koralowej, a to kolorowa, niespotykanej urody muszelka, a to stara moneta, która już dawno wyszła z obiegu... Przy okazji pytał o nasze zdrowie, o to skąd jesteśmy, zagadał o pogodzie, pochwalał wietrzny dzień, że dobry na fishing itp. Babcia widząc takie zabiegi złamała się pierwsza i znając moje handlowe doświadczenia, odezwała się w te słowa:
- Andrzej, on jest taki sympatyczny, że musisz u niego coś kupić!
Jak słyszę babcine propozycje(?) w stylu "musisz", już wiem, że wszelkie dyskusje i próby polemiki nie mają najmniejszego sensu. Bo kiedy ma się za sobą rubinowe gody, bagaż doświadczeń każdego małżonka na co może sobie pozwolić, a na co nie, na tyle jest mu znany, że... po co ryzykować? ;o)))

- A wiesz, że myślałem o tym samym? - wyrwało mi się kompromisowe pytanie, jednak mające spory ładunek honorowego dla mężczyzny wyjścia z sytuacji i tak dla niego przegranej, gdyby miał ochotę zaoponować... Teraz należało tylko opracować strategię zakupu, bo metodykę urabiania sobie nas jako potencjalnego klienta, Dave, co zauważyłem, opanował do perfekcji.

Kiedy po tygodniu odmów zakupu i "souvenirowych" podchodów podszedł do nas ponawiając tę samą ofertę, wskazując na jakąś koszulkę, zapytałem znienacka:
- How much does it cost?
- Four hundred! - usłyszałem w odpowiedzi.
Tu muszę wyjaśnić, że obiegową walutą na Mauritiusie jest rupia maurytyjska (MUR). Mniej więcej 10 MUR, to wartość naszej jednej złotówki (PLN). Zatem, za wskazany T-shirt, nasz Dave życzył sobie ok. 40 PLN. W tym momencie, choćby to była najbardziej atrakcyjna cena, zawsze trzeba powiedzieć:
- O! It's too expensive!
Zrobienie przy tym żałosnej i zrezygnowanej miny podnosi walor wiarygodności naszej autentycznej chęci zakupu, byle nie za taką niebotyczną cenę! Zważcie, to dopiero początek targu, a babcia patrzy i... słucha. Moim obowiązkiem jest nie tylko tanio kupić, ale też urosnąć po tej transakcji w Jej oczach!

Teraz Dave zaczął swój angielsko-kreolski monolog i wyciągając raz za razem ze swojej przepastnej torby kolorowe koszulki, zaczął układać je równo na najbliższym z plażowych leżaków. Patrzyłem na to wszystko beznamiętnym wzrokiem. Po chwili, wyciągam jednak dwie z delikatnymi nadrukami i pytam chytrze:
- How much?
Dave z lekka uśmiecha się pod nosem, niby zastanawia, i w końcu mówi:
- Seven hundred!
Zatem na dwóch sztukach spuszcza stówę! - przelatuje mi przez głowę, ale szybko dodaję:
- It's too expensive! I can't buy it!

Monolog Dave'a rozpoczyna się na nowo. Pokazuje jaka to znakomita bawełna, jakie oryginalne i atrakcyjne nadruki, dowodzi jaki zrobię wspaniały interes, kiedy dokonam tego okazyjnego zakupu... Z całej góry leżących przede mną T-shirtów wyciągam jeszcze jeden i kładę go na dwóch wcześniej wybranych.
- And how much for these three?

Dave spogląda na mnie jakby chciał sprawdzić, czy sobie nie robię jakichś żartów, ale chyba moje siwe włosy i niewzruszona mina utwierdza go w przekonaniu, że trafił na poważnego, niemal półhurtowego klienta. Rzekł po chwili:
- One thousand!

3 koszulki za ok. 100 złotych wydają się już ceną w miarę przystępną. Jeszcze raz oglądam materiał, nadruki, wszywki z napisem Made in Mautitius... Obawiam się zakupu tandetnej chińszczyzny. Zamieniam po polsku kilka zdań z babcią i wnuczką, pytając czy wybrałem dobre kolory, ale czynię to w taki sposób, by wydawało się, że się mocno zastanawiamy nad tak drogim zakupem. Babci podobają się dwa wybrane odcienie niebieskiego, ale ma wątpliwości do żółtego. Odkrywam przy okazji, że rozmiary XL są za małe na mą sylwetkę i pytam Dave'a czy ma 3XL. Nie ma, ale szybko obiecuje, że jutro będzie gotów do finalnej transakcji. OK, kupuję! - oświadczam w końcu radośnie - ale musisz mi pozwolić, bym ci zrobił kilka portretów, które chcę zabrać do Polski. Dave przystaje na to z uśmiechem.

Na drugi dzień dochodzi do zakupu. Mam to, co chciałem mieć od samego początku: 3 koszulki i portret siwego kreola, a nawet więcej, bowiem Dave do trzech koszulek w rozmiarze 3XL dodaje swoim zwyczajem... souvenir! Jest nim T-shirt dla wnuczki! Teraz domyślam się, kto tu zrobił naprawdę dobry interes... ;o)))

PS. Portret Dave'a robi na mnie wrażenie jakby był negatywem bruneta. ;o)

https://www.youtube.com/watch?v=Th9RKkBzL_I

cezar73

cezar73 2012-08-02

O tym samym pomyślałem, negatyw bruneta :))

twojek

twojek 2012-08-02

:))) zacny portret

czarewa

czarewa 2012-08-03

:) i ja też pomyślałam o negatywie :)
... że, świetne portrety robisz, to już wiedziałam od dawna, ale teraz podziwiam również Twój talent do robienia interesów... a żonie też kupiłeś koszulkę? :)))

margo74

margo74 2012-08-03

;))) wspaniały portret

kazi11

kazi11 2012-08-03

jak ja lubię czytać opisy pod zdjęciami , są tak świetnie napisane ,że wręcz można przenieść sie na chwilkę w to miejsce i daną sytuację ..brakuję tylko zapachu ...
może kiedyś doczekam się książki ...opowieści z ..:) autorstwa P. :) Andrzeja :)

monia1

monia1 2012-08-04

super!

pimpoli

pimpoli 2012-08-04

wow!

hakerka

hakerka 2012-08-10

genialne opowiadanie;)
portret Dave także super:)

dodaj komentarz

kolejne >