Moje ostatnie zdjęcie z Sonią...

Moje ostatnie zdjęcie z Sonią...

Przyszłam wczoraj tak zrąbana z pracy, że wieczorem wypuściłam psy, poczekałam, aż wrócą i poszłam spać o dziewiętnastej. Co było do przewidzenia, obudziłam się w środku nocy. Odczytałam wiadomość od córki z sąsiadów z zapytaniem, czy jest u mnie ich sunia.

(W mroźne noce zabierałam malutką Sonię do siebie na noc, bo u siebie nie miała wstępu do domu. :( . Moje suki od jakiegoś czasu próbowały ją atakować, więc instalowałam małą w zamkniętym pokoju, a rano wypuszczałam. Ona nigdy sama nie weszła na posesję, gdy moje psy były na zewnątrz.)

Zasnęłam ponownie, a rano odpowiedziałam na wiadomość pytaniem, czy Sonia się odnalazła.
Niestety nie wróciła do domu i po powrocie sąsiada z pracy mieli wyruszyć na poszukiwania.
Postanowiłam rozejrzeć się po okolicy wcześniej, jako że dziewczynka zapłakana, a ja jestem również bardzo emocjonalnie związana z Sonią.

Znalazłam ją...
Leżącą w moim ogrodzie...
Martwą...

Podobno w nocy już debile walili petardami. Nie słyszałam, spałam...
Może samochód ją potrącił i doczołgała się na moją posesję...
Może wilk ją zaatakował (mamy je w okolicy) i doczołgała się na moją posesję...
Nie chcę się jednak oszukiwać i dopuszczam do siebie myśl, że mogły ją też zamordować moje suki...
Może zaczęli strzelać i przerażona Sonia jednak straciła instynkt samozachowawczy i weszła mi na posesję, nie zważając na nic...
K#$!%wa, nie wiem...
I to jest najgorsze.

Zawinęłam ciałko w różowy kocyk i przyniosłam do domu.

Poszłam do sąsiadki i dyskretnie przekazałam informację.
- No trudno. Nie mówmy nic na razie. Poczekajmy do nowego roku. Jeśli możesz, WEŹ JĄ GDZIEŚ ZAKOP.

Nosz ja p#%!$lę! RZECZY już nie ma. Ot trudno. Zakop RZECZ. Po prostu.

Szybki telefon, przez łzy, do Miry:
- Mira, stało się to i to. Pomóż mi pochować Sonię.
- Jestem za 15 minut, trzymaj się.

Maleńka spoczęła obok mojej Marysi. Została pochowana dyskretnie i z szacunkiem, w różowym kocyku...

Nie zdążyłam jeszcze dojść do siebie, zatrzymałam sąsiada, wracającego z pracy. Poinformowałam, że Sonia została pochowana i że moim zdaniem najlepiej powiedzieć dziecku prawdę. Gdy dojdzie do siebie, pokażę jej grób Soni i na wiosnę wspólnie posadzimy tam jakieś kwiatki...

Nie wiem, jaką decyzję podejmą rodzice. Dziecko szaleje z rozpaczy i ogłasza zaginięcie Soni, gdzie się da. :(

Podobno strzelały petardy. Nie słyszałam. Spałam.
Gdy spałam, moje psy były w domu.
Gdy je wypuściłam na parę minut, siedziałam przy oknie. Przecież coś bym usłyszała...
Nie wiem.
Nie wiem, co się wydarzyło...

Gdybym wiedziała, że jakiś skończony kretyn będzie walić petardami już z piątku na sobotę, wzięłabym Sonię do siebie na noc.
Nie przewidziałam.
Nie wzięłam.

Siedzę i ryczę.

Nigdy sobie tego nie wybaczę.

gusia66

gusia66 2024-01-01

Życzę Tobie i Twoim bliskim psiakom,kociakom i innym zwierzakom,aby 2024 był dla Was dobrym rokiem,życzę zdrowia,spokoju,dobrych ludzi wokół.(i wybacz sobie)

ewik57

ewik57 2024-01-04

Napiszę jak Gusia: wybacz sobie.
Czytam Twój wpis po raz kolejny i płaczę...

tuniax

tuniax 2024-01-04

Nie jestem sobie w stanie wybaczyć.
Niestety.

Plus tej tragedii jest taki, że wiem, że moje psy nie skrzywdzily Soni. Zostały wypuszczone ok. 1:00 w nocy. Po 10 minutach wróciły.

Sonię znalazłam po godzinie 11:00. Nie było jeszcze stężenia pośmiertnego. Zatem - cokolwiek się wydarzyło - stało się to w okolicach godziny 8-9:00. Marna to pociecha w obliczu śmierci malutkiej, ale dla mnie to dużo.

atuna

atuna 2024-01-10

Bardzo to przykre :(

dodaj komentarz

kolejne >