[17934982]

"Kresy kresów - nieznane historie. Świat, którzy przeminął".
Wystawa w Centrum Wystawienniczo - Regionalne Dolnej Wisły w Tczewie ( wrzesień 2011 r.)

Wystawa to hołd złożony Polakom, którzy przeszli tragedię zsyłek - wyjaśnia Alicja Gajewska, dyrektor Centrum Wystawienniczo Regionalnego Dolnej Wisły.

Otwarciu wystawy towarzyszyły wspomnienia Pani Ireny Ukleji - przewodniczącej Związku Sybiraków w Starogardzie Gdańskim.
Irena Ukleja w oparciu o własne przeżycia opowiedziała historię wywózek z Kresów na Sybir, przedstawiła problemy, z jakimi musiała się borykać na nowym terenie, a także o patriotyzmie zesłanych i ich powrocie do Polski.
Na wystawie można zapoznać się z poezją Sybiraków, lokalnie wydawaną w Kazachstanie gazetą "Głos Polski" oraz z prywatnymi pamiątkami Ireny Ukleji. (informacja tcz.pl)

Tysiące wywiezionych
W ramach czterech masowych deportacji ludności polskiej w latach 1939 – 1941, zamieszkałej na terenie wschodnich województw II RP, w głąb ZSRR wywieziono ok. 320 tys. osób. Wywożono przede wszystkim rodziny „wrogów ustroju”: urzędników państwowych, wojskowych, policjantów, służby więziennej, nauczycieli, działaczy społecznych, kupców, przemysłowców i bankierów, oraz rodziny osób aresztowanych dotychczas przez NKWD i zatrzymanych przy nielegalnej próbie przekroczenia granicy niemiecko – radzieckiej. Do tego doliczyć należy ok. 155 tys. osadzonych w więzieniach, skazanych i zesłanych do obozów pracy przymusowej, jeńców wojennych, młodzież wcieloną do Armii Czerwonej i „strojbatalionów” (grup budowlanych), oraz wszystkich wywiezionych przymusowo do pracy w radzieckich fabrykach i kopalniach. (źródło: Wikipedia)

"Patrzcie dzieci: polskie niebo...
Ciągły głód – to częsty motyw, który przewija się we wspomnieniach zesłańców.
- Kołchoźnicy nie mogli nam dawać nic do jedzenia – podkreśla pani Irena. - Latem jedliśmy więc komosę z serwatką, pokrzywy i dziki czosnek. Gdy mama zerwała raz z kołchozowego pola ziemniaki spytano ją grożąc, czy chce jechać dalej, „do Eskimosów”. Mama oddała nawet swoją obrączkę za otręby i łupiny, abyśmy mieli co jeść. Głodu nie da się opisać. Chleb był dla nas relikwią, a gdy mamie udało się go czasami zdobyć, to smakował jak najlepszy tort. Dzisiaj nie pozwalam na zmarnowanie choćby i okruszyny.
- Przeżyliśmy chyba tylko dlatego, że mamie udawało się podczas wykopków chować w kieszeniach ziemniaki – dodaje Maria Kołtun z tczewskiego koła Związku Sybiraków, także zesłana do Kazachstanu w kwietniu 1940 r.
Warunki atmosferyczne na kazachskim stepie również uprzykrzały niedolę zesłańców. Upalne lata i przeraźliwie chłodne zimy, charakteryzujące się buranami – zamieciami śnieżnymi, które potrafiły trwać nawet i tydzień.
- Burany potrafiły zasypać całą ziemiankę, po komin – mówi Maria Kołtun, której brat niestety nie przeżył wywózki. - Nie można wtedy było palić w piecu, aby się nie podusić. Ludzie pomagali sobie odkopując ziemianki.
Pani Irena wspomina, że często modlili się o powrót ojca. Tak też w końcu się stało. Skazany na łagier po podpisaniu układu Sikorski – Majski otrzymał szansę wyboru: albo pojedzie do armii Andersa, albo dostanie zgodę na szukanie rodziny. Wybrał to drugie.
- Pamiętam dzień, gdy do nas trafił. Siedziałam wówczas pod ziemianką i widziałam z daleka idącego obdartego mężczyznę, o żółtej cerze, bo chorował na szkorbut. Osłabiony wlókł się drogą niczym Jurand z „Krzyżaków”. Po czterech miesiącach mieszkania z nami dołączył do Dywizji Kościuszkowskiej. Zapytałam go później, dlaczego nas zostawił. Odpowiedział, że ojczyzna go potrzebowała. Bo musimy pamiętać, że do armii Berlinga szli nie tylko komuniści. Ci ludzie naprawdę chcieli walczyć za Polskę, a nie wszystkim udało się dostać do Andersa. Gdy w 1946 r. wróciliśmy do kraju mama powtarzała: patrzcie dzieci, polskie niebo, polska łąka. Dzisiaj młodzież chyba nie docenia tego, że żyjemy w wolnym kraju." (cytat z portalpomorza.pl:
https://www.portalpomorza.pl/aktualnosci/9/16856)