Nowego Meksyku.
Chcieliśmy odwiedzić kolejne miejsce " daleko od drogi". Tym razem, na terytoriach zamieszkiwanych i zarządzanych przez Indian. Droga tam jest jedna, a prowadzi przez wioskę. Żeby dotrzeć do skrzyżowania w kierunku tej atrakcji, jechaliśmy bocznymi drogami z dobre 50 mil. Koniec końców- jest skrzyżowanie, ale z rampą! Podjechaliśmy bliżej, żeby przeczytać napis, a tu wychodzi z przyczepy kempingowej tuż obok olbrzymi Indianin i mówi, że droga dla obcych jest zamknięta od początku pandemii. Myśleliśmy, że może da się przekonać, że nie będziemy w ogóle stawać w wiosce, bo interesują nas ciekawe formacje skalne za nią, że przyjechaliśmy specjalnie z tak bardzo daleka ( co zauważył od razu po tablicach rejestracyjnych), ale strażnik był nieubłagany. " Starszyzna zadecydowała zakaz obcym i obcy nie mają wstępu. Nie straciliśmy ani jednej osoby przez te lata", dodał tym typowo indiańskim, spokojnym i monotonnym głosem. I muszę przyznać, że mimo rozczarowania, że nie udało nam się zobaczyć tego, co zaplanowaliśmy, ujęło mnie to, że tyle szacunku okazują Indianie tych rejonów swojej " starszyźnie". Nie wszędzie jednak turyści i business są najważniejsze. Czemu nie wspomniałam nazwy tego miejsca? Bo jej kompletnie nie pamiętam! Była bardzo skomplikowana.