****

****

Z tekstów Ryśka można dowiedzieć się wiele o jego życiu, a zwłaszcza o tej najciemniejszej stronie - nałogu, który powoli prowadził do nieuniknionej śmierci:
Dżem & Rysiek Riedel - "Detox", Live @ Stadion X-lecia, Warszawa 1992

Ostatni materiał z udziałem Riedla został zarejestrowany podczas koncertu w Krakowie w 1994, i wydany już po śmierci Riedla, na krążku "Akustycznie":
"Czerwony jak cegła" from "Akustycznie" 1994

Życie Ryśka naznaczone było narkotykami, głównie heroiną, od wczesnych lat 70. W końcu zdominowały one jego życie, więc dochodziło do wielu spięć między nim a zespołem.
Pomimo narastających problemów zdrowotnych wokalisty, jego współpraca z zespołem trwała - do momentu, kiedy, wyniszczony narkotykami, został zmuszony do kolejnego leczenia detoksykacyjnego w 1994. Jednak nie przyniosło ono rezultatu. Riedel kilka razy wcześniej przechodził detoks i za każdym razem wracał do brania. Mimo tego, jawnie ostrzegał przed eksperymentowaniem z narkotykami i innymi używkami.
"Byłem w tym kanale, i to jest opis pewnych sytuacji. Robię to w taki sposób, żeby słuchacze wiedzieli, że to jest złe. A oni odbierają to odwrotnie. To straszne! Przecież rozumieją, o czym śpiewam, a potem jakby zapominali, i ograniczają się do naśladowania faceta, który to przeżył" - mówił zaskakująco trzeźwo o swoim nałogu.
1993 był ostatnim rokiem artystycznej aktywności Ryśka. Wziął udział w sesjach do "Autsajdera" i "Chorego na bluesa", wziął też udział aż w 80 koncertach, pojawiając się - dziwnym trafem - na każdym z nich. Szło lepiej lub gorzej, zdarzało mu się fałszować, w każdym razie - Rysiek pracował.
Dżem & Rysiek Riedel - Live @ Rawa Blues, Full Concert 1993
Kolejne tygodnie i miesiące prowadziły do tragicznego finału.
W lutym i marcu 1994 Rysiek był już bardzo chory. Pomimo tego, na scenie zmieniał się we władcę absolutnego, i tę władzę nad wiernie kochającymi go fanami posiadał bez wątpienia. Oczywiście jeśli dotarł na koncert - bo to nie zawsze było pewne. Ale, nawet jeśli pojawił się na koncercie, to właściwie już tylko stał, nie miał siły nawet odwrócić się, przejść kilku kroków. Tak naprawdę - wnosili go i wynosili.

28 lutego 1994 w krakowskim Zaścianku odbył się ostatni koncert Dżemu z Riedlem.

Wkrótce po tym, Riedel został umieszczony w szpitalu w Katowicach. Leżał tam dwa tygodnie. Potem Paweł Berger i Mietek Zięba przewieźli go na odwyk do Olsztyna. Z Olsztyna wrócił w nieco lepszym stanie.
Zespół podsunął pomysł, by umieścić Riedla w Wodzisławiu Śląskim, gdyż Tychy i inne dotychczasowe miejsca pobytu mogą znów sprawić, że będzie brał. W Wodzisławiu Rysiek nie miał źle, ale źle było z jego psychiką. Jąkał się, zacinał, nie pamiętał tekstów, cierpiał na amnezję. Coraz bardziej ciągnęło go do rodzinnego miasta, w Wodzisławiu czuł się jak w więzieniu. Po jakimś czasie znowu wrócił do brania.
W maju 1994 Rysiek został tymczasowo usunięty z zespołu Dżem. W jednym z wywiadów radiowych, koledzy z formacji podali jako przyczynę "niemożność dalszej współpracy i ciągłego dostosowywania występów do niedomagającego Riedla". Rozpoczęto poszukiwania nowego wokalisty w czasie, gdy Rysiek przebywał w szpitalu od 13 lipca 1994.
"Chcieliśmy postawić go w końcu na własnych nogach, żeby poczuł życie realniej. Przetrzymywaliśmy go u siebie, żeby tylko oddzielić od tyskiego środowiska. Wiedział, że jak znowu zacznie ćpać, to rozstaniemy się. Zresztą, w jednej z rozmów, kiedy czuł, że już nie wytrzyma, sam zrezygnował. Postanowił zawiesić współpracę do chwili, kiedy dojdzie do pełnej formy. Chodziło nam tylko o to, by zaczął się kurować. Nie zamierzaliśmy z Ryśka rezygnować" - odpowiadał krytykom basista Dżemu, Beno Otręba.
"Podczas letniej rozgrzewki do Rawy Blues w Ustroniu w 1994, podeszli do mnie Leszek Winder i Michał Giercuszkiewicz" - wspominał Irek Dudek, dyrektor Rawy Blues. "Zaproponowali, by zmontować nowy skład, i zagrać z Ryśkiem na Rawie. Zgodziłem się. Mieliśmy wybrać się do niego do szpitala, by przedstawić mu ten pomysł, i podnieść go trochę na duchu. Nie zdążyliśmy".

Na początku lipca 1994 Riedel wystąpił jeszcze w klubie Leśniczówka w Chorzowie, razem z Leszkiem Winderem z grupy Krzak. To był ostatni koncert w życiu Ryśka, choć słowo "koncert" nie pasuje do tamtej sytuacji. Leszek Winder wspomina: "Rysiek był boleśnie porzucony przez swój zespół. Nie dość, że go wyrzucili, to nawet go nie odwiedzali. Ten człowiek był złamany. My go wzięliśmy, żeby go pobudzić do życia. A ten koncert to mit. Żadnego koncertu nie było, bo Rysiek nie mógł już śpiewać. Gdyby był otoczony opieką przez kolegów z zespołu, to umarłby jak Freddie Mercury. Jimi Hendrix czy Janis Joplin też umierali w trudnych warunkach, a mimo to pamięta się ich głównie jako wielkich muzyków. Nie burzmy pomnika pamięci o Ryśku. Stworzył ponadczasową muzykę - i to jest najważniejsze"

(komentarze wyłączone)