Na mamuśkę z dwójką młodych natknęliśmy się raczej przypadkiem, chociaż pilnie lustrowaliśmy miejsca, w których bywały.
Właśnie wychodziły z krzaczorów, gdzie z zaangażowaniem ogryzały wierzbowe gałązki.
Ku naszemu zaskoczeniu znalazły się bardzo blisko nas. Na wycofanie się bez płoszenia zwierząt było za późno. Zamarliśmy więc bez ruchu pod krzakiem. Klępa omiotła nas wzrokiem, ale nic niepokojącego nie wyczuła i postanowiła kontynuować swoje macierzyńskie obowiązki.