Zaniepokojona czajka zostawiła dwójkę maluchów na drodze i pieszo wyruszyła po zgubę. Jak ona je słyszała, nie wiem.
Zamarłam bez ruchu, żeby nie niepokoić ptaków, ale drżałam, czy aby się odnajdą. Trawy były wysokie, ja nie widziałam i nie słyszałam pisklęcia. Na dodatek, ku mojemu zmartwieniu, ptasi rodzice prowadzili swoje pociechy wprost na teren lisicy z lisiętami w norze, a dalej ku rolniczym zabudowaniom i dlaczego, u licha, drogą, gdzie były widoczne jak na dłoni. Wystarczyła byle wrona czy sroka i nieszczęście gotowe.
hellena 2020-05-20
Mam nadzieję że wszystkie maluszki i rodzice szczęśliwie zebrały się i przetrwają.