Kochankowie z Wenecji
Było to
pamiętam
późnym latem w Wenecji
szary mur
ażurem cienia przesiąknięty
wody barwą szmaragdową
niby od niechcenia
spod rzęs zielonych
półprzytomnie
przymkniętych
okiennic
patrzący
gdy ona
za maski fasadą ukryta
lekka i zwiewna
w sukni ze skrzydła ważki utkanej
cała w drżeniu nieśmiałym
dłonie do kochanka
wyciąga
na próżno
w gondoli z płatka jaśminu
otulona różem woalu
z lekkiej mgły przedwieczornej
echem kląskania fal
kołysana
Kanałem Grande
w sen wieczny
odpływa