W przydrożnym rowie, gdzieś na końcu świata
przez ludzi skazanym na zapomnienie,
wśród gąszczu pokrzyw i chwastów wszelakich
rosła maleńka jak moje marzenie.
Kropelką deszczu poił ją słowik,
wiatr jej przynosił słoneczka promyk,
odwiedzał czasem bąk lub trzmiel zwinny,
koncertem smutek koił konik polny.
Tak skromna jak piękna w skromności swojej
z księżycem w pełni rozmowy toczyła,
czy więcej warte piękno i przepych,
czy też w miłości większa drzemie siła.
Oczarowany jej wdziękiem kwiecistym
myśli me droga ku tobie słałem,
weź tę stokrotkę – miłość mą niewinną,
miłość najprostszą,
którą cię kochałem.
/Ja(cek)/
/fot.2012/