NIGDY BYM NIE PRZYPUŚCIŁ, Stanisław Barańczak
Nigdy bym nie przypuścił: że choć starcza tchu
na zduszony wzlot krzyku z jednoczesnych dwu
gardeł, to przecież kiedyś takie Nic jak śmierć
wpół słowa krtań zarośnie jak skudlona sierść;
nigdy bym nie przypuścił, że w dwu ciałach skurcz,
co wydaje się wieczny, skłębi się jak kurz
i w zmarszczki prześcieradeł pierzchnie lekkim snem,
gdy rigor mortis w inne ciało wlewa się
nieodwołalnie skrzepłym woskiem: nigdy bym
nie przypuścił, że w czyjeś usta wbijać dym
języka jest czułością mniej miękką niż strzęp
gazy do podwiązania czyichś zmarłych szczęk;
nigdy bym nie przypuścił, że bezwładna dłoń
zwieszająca się z łóżka sięga aż na dno
martwego morza potu, choć przedśmiertny pot
wyschnie prędzej niż pościel pognieciona pod
ciał podwójnym ciężarem, w których rośnie krew,
krążąca, aż nastanie ten i tamten kres.
z cyklu morskiego