Czas kiedy myśli plączą się jak nici...

Czas kiedy myśli plączą się jak nici...

Kiedy umiera ktoś... Ktoś kto gdzieś tam w sercu jednak gościł mimo, że na codzień się nie utrzymywało kontaktów...

I dopiero kiedy taki człowiek odchodzi, w myślach, w kólko jest powtarzana kwestia "dlaczego?"

Ja wiem dlaczego. Rak. Choroba XXI wieku, która zbiera okrótne żniwo wśród ludzi, którzy na to nie zasłużyli.
Ludzi, którzy zostawiają za sobą zrozpaczoną rodzinę, przyjaciół i znajomych.
Walka przegrana.
Zapewne jak jedna z wielu. Ale boli jak niewiele rzeczy.
To mój wujek dziś przegrał walkę. Walkę, którą toczył od dwóch lat. Kto wie czy gdyby lekarze wcześniej odpowiednio nie zareagowali to by żył.
A może tak musiało być?

Jest mi cholernie przykro.
Cholernie nie wierzę, że życie jest tak niesprawiedliwe, że zabiera spomiędzy nas na prawdę dobrych, uczciwych ludzi.
I nie mówię tego tylko dlatego, że to był mój wujek... On był na prawdę mądrym, ciepłym człowiekiem.

A myślałam: pojade w marcu do Polski, żeby go zobaczyć, spotkać i chociaż ostatni raz porozmawiać "tak w razie co".
Nie udało się. Ostatnia rozmowa przed 10 miesięcy i nie pamiętam dokładnie kiedy i bierze mnie wstyd. Wstyd, że nie byłam bliżej, że moje własne życie zajmuje mnie tak mocno, że nie jestem w stanie utrzymywać codziennie kontaktów z ludzmi z którymi bym chciała. O których myślę i życzę jak najlepiej.

Nie wyszło... Wujek odszedł, zasnął w szpitalu. Mam nadzieję, że nie bolało.
W pełni docenienie człowieka przychodzi z jego śmiercią i przeraża mnie to jeszcze bardziej...
Przeraża mnie też myśl, że naokoło mam jeszcze mnóstwo osób, które swoim odejsciem doprowadzą mnie do płaczu i uczucia bezradności...

Pierwszy raz żegnałam moją prababcie, byłam za młoda żeby ja szanować, ale śmierć sama w sobie dotyka dziecięcego serducha.
Dziś dotknęła i rozumu.

I nie życzę nikomu żeby musiał patrzeć jak własny ojciec, wujek, brat, siostra, kochanek, mąż ktokolwiek bliski umiera cierpiąc przez chorobę.

Mój wujek zostawił swoją rodzinę. Moja kilka lat mlodszą siostre cioteczna i znacznie młodszego brata ciotecznego.

I tutaj jest pochowany mój największy ból...
I bezradność, bo jestem za daleko by chociaż położyć dłoń na ramieniu.

aniape1

aniape1 2013-01-11

Ta okrutna choroba zabierając moich bliskich nauczyła mnie jednego. Nie odwlekajcie kontaktu (tu sobie wpiszcie: spotkanie, telefon cokolwiek), bo może być za późno :(
Współczuję.

razdwa3

razdwa3 2013-01-11

Magda, ci co zostają zawsze cierpią... Pocieszeniem może być to, że ci co odeszli już nie cierpią, nie czuja bólu... Zawsze pozostają niezałatwione sprawy z tymi, którzy odeszli... Trzymaj się!

baskadm

baskadm 2013-01-11

Współczuję :(((
Magda, tym, co napisałaś, pokazałaś, że jesteś blisko....
Nie zawsze trzeba być tuż obok by położyć na ramieniu współczującą i wspierającą dłoń ...
Aniape1 ma rację -
"Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą"....
Im dalej w życie, tym więcej takich sytuacji, niestety :(((
I za każdym razem myślimy - dlaczego?
I dlaczego nie zdążyliśmy spotkać się, porozmawiać???
Powtórzę za Aniape1- nie zwlekajmy,
zanim nie będzie za późno....

"Żal że się za mało kochało
że się myślało o sobie
że się już nie zdążyło
że było za późno

choćby się teraz pobiegło
w przedpokoju szurało
niosło serce osobne
w telefonie szukało
słuchem szerszym od słowa

choćby się spokorniało
głupią minę stroiło
jak lew na muszce

choćby się chciało ostrzec
że pogoda niestała
bo tęcza zbyt czerwona
a sól zwilgotniała

wszystko już potem za mało
choćby się łzy wypłakało
nagie niepe...

baskadm

baskadm 2013-01-11

..... wszystko już potem za mało
choćby się łzy wypłakało
nagie niepewne..."
(ks. Twardowski)

Trzymaj się, Mała :****

megan10

megan10 2013-01-12

Dziękuję Basiu.

dodaj komentarz

kolejne >