my spring.

my spring.

Ich już nie cieszy ta wiosna.
Te lekkie podmuchy wiatru, to chłodne jeszcze słońce i zdradliwe piętnaście stopni.
Oni już czekają na lato, na żywą zieleń trawników, bezchmurne niebo i leniwe wakacyjne popołudnia.

Już zapomnieli, że dwa tygodnie temu resztki śniegu wchodziły im do butów, a odmrożonymi od wilgoci i zimna palcami, nie dało się napisać choćby smsa.

Zapomnieli ten deszcz i zimne płatki, i wszechobecne kałuże, i noszone w kwietniu zimowe płaszcze.
Już dość mają tego majowej szarówki, drzewa dopiero wypuszczają listki, a oni poprawiają szaliki na szyjach, bo jakoś tak im zawiewa.

Niektórych nie zadowolisz nigdy, nie ma sensu nawet próbować.


A tym czasem ja chłonę całą sobą tę nagłą, wyczekiwaną wiosnę, zachwycam się każdą kwitnącą forsycją, jakimiś mleczami na trawie, młodymi listkami brzozy.

Na bazarku można już kupić pierwsze truskawki i zjeść je z lodami, na balkonie, w koszulce na ramiączkach, patrząc na zieleniejące się osiedle, po którym biegają dzieci, jakiś chłopczyk jeździ na rowerze, przekrzywił mu się kask, prawie nic nie widzi, ale to nic, moje łokcie też noszą jeszcze ślady beztroskiego dzieciństwa.


Taką wiosną można się zakochać, w czyichś oczach, dłoniach, w czyjejś obecności.


(Posiadanie psa rasy york otwiera drzwi do wielu nowych znajomości; wystarczy spuścić go ze smyczy, by i on się nacieszył tą wiosenną wolnością, pobiegał sobie swobodnie, on szybko znajduje otwarte drzwi do samochodu, wskakuje do środka, gotowy do drogi, przepraszam zaskoczonego kierowcę, ładny chłopak był, tylko rozmawiał przez telefon, szkoda, ale Kodi ma przyjaciela i w sumie ta sytuacja rozbawia mnie tak bardzo, że pół godziny później wciąż jeszcze śmieję się pod nosem.)


Co chwilę sprawdzam telefon, w oczekiwaniu na jakąś wiadomość, sto sześćdziesiąt znaków komunikatu tekstowego. Czasami kilka liter zmienia nam całe życie.


(K.Całus)