Ruiny w Delfach

Ruiny w Delfach

W VI wieku przed Chrystusem Delfy stały się prawdziwym pępkiem antycznego świata.
Choć podobnych wyroczni było wiele w greckim świecie, delficka cieszyła się najwyższym autorytetem, zwłaszcza w sprawach religijnych. Toteż ściągały tu lądem i morzem tysiące ludzi z dalekich okolic. A że kapłanka Pytia nie była w stanie zająć się wszystkimi, tym bardziej że porad udzielała tylko 7. dnia każdego miesiąca (w dodatku z wyłączeniem trzech miesięcy zimowych, gdy Apollo opuszczał Delfy i ustępował miejsca kultowi Dionizosa) - rozmnożyli się jej niezliczeni pomocnicy: wróżki, wróże, jasnowidze, prorocy czy nawiedzeni, "obsługujący" mniej lub bardziej uczciwie większość pielgrzymów.
Mieszkańcy miasta żyli z wyroczni, prowadząc zajazdy, winiarnie i gospody.
W owym czasie nikt z tych, co sprawowali władzę w Grecji i Azji Mniejszej, nie odważał się podjąć żadnego działania bez uprzedniego zasięgnięcia rady Apolla. Od Krezusa, króla Lidii, do Aleksandra Wielkiego.
Ten ostatni zjawił się w Delfach przed wyprawą do Persji. Jednak tego dnia wyrocznia była nieczynna. Aleksander, zgodnie ze swym władczym charakterem, nie miał zamiaru poddać się ustanowionym przez innych zwyczajom. Toteż udał się na poszukiwanie Pytii i mimo jej protestów zaciągnął ją siłą do świątyni. "Synu - rzekła kapłanka - nie ma na ciebie rady". "Dość - zawołał Aleksander. - To mi starczy za wyrocznię!" Istotnie, poradził sobie z Persami, choć być może obraził bogów, którzy wprawdzie pozwolili mu podbić pół świata, jednak wysłali go do Hadesu już w 32. roku życia.