Kasztanek mój pod darnią śpi
Jak zdarta skóra błyszczy trawa
w pozornej rosie w kroplach krwi
i w niej odbita twarz łaskawa
Za wrota wyjdę i zagwiżdżę
na trawę w rosie na kasztanka
i koń chłopięcy kark mój liźnie
i wierzgnie bijąc w dzwon poranka
I nagle wszystko się potoczy
jakby mi usta pełne wiśni
dmuchnęły w snem sklejone oczy
wiedząc że mnie się ten koń przyśni
W truchcie na jego grzbiet wskakuję
i pędzę kopiąc go w podbrzusze
tam gdzie z osiki majchrem zbóje
wyjmują bielszą niż śmierć duszę
I tam gdzie niebios twarz odbita
w zroszonej trawie tysiąckrotnie
językiem sięgnie po kłos żyta
zżuje i jako wiatyk połknie
I jeszcze tam gdzie w sen wtulone
dziewczęce ciało dla mnie drzemie
jakbyś pasiekę każdą dzwonem
nakrył zakapał woskiem ziemię
Kasztanek mój pod darnią śpi
darń się jak jego sierść czerwieni
i rżą wiodące w pole drzwi
i jak werbliki nieustannie
podzwania kluczy pęk w kieszeni...