Sandomierz

Sandomierz

CZARNA LEGENDA PIOTRA Z KRĘPY

Jednoczesna obrona dwóch wzgórz sandomierskich i fakt zdobycia jednego, a poddania drugiego utrudnił analizę źródeł późniejszym autorom, którzy mówią albo o „zdobyciu” albo o „poddaniu” Sandomierza. Nie wiedzieli, że jest to sprzeczność pozorna, bo prawdopodobnie nie znali oni topografii grodowo-miejskiej. Zaciemnia to także wymiar winy poddających. Najstarsze polskie przekazy mówią ogólnie, że Sandomierz został zdobyty podstępem. Jego szczegóły najpełniej nakreślił Rocznik świętokrzyski, zredagowany w końcu XIV wieku. Jego autor opisał dowódcę, który łatwowiernie uwierzył Tatarom i godząc się na układy z nimi, udał się ze swoim bratem do obozu agresora. Tam zostali oni wzięci w niewolę, co przyczyniło się do zdobycia grodu. Drugą nowością tego przekazu jest zamieszczenie imion dowódcy obrony Sandomierza, Piotra z Krępy oraz jego brata Zbigniewa, nieznanych z innych współczesnych źródeł. Piotr jest określony jako capitaneus. Niektórzy badacze uważają, że mógł pełnić urząd kasztelana.

Z kolei Kronika wielkopolska mówi, że w zdobyciu Sandomierza dużą rolę odegrali książęta ruscy − Wasylko, brat króla Daniela, oraz synowie tego ostatniego, Lew i Roman, zresztą blisko spowinowaceni z Bolesławem Wstydliwym. Mieli oni namówić załogę do poddania grodu Tatarom w zamian za gwarancje bezpieczeństwa dla obleganych. Nie było to jednak życzliwe pośrednictwo, lecz zdradziecki podstęp, mający na celu zdobycie grodu bez walki.

Przekazy polskie nie mogą być jednak podstawą rekonstrukcji wydarzeń mających miejsce podczas drugiego najazdu. Tak dane lekkomyślnych obrońców, jak informacja o poselstwie do Tatarów są niepewne. Podobnie było z rolą Rusinów, którzy byli co najwyżej biernym narzędziem agresorów. Podczas zdobywania Sandomierza nie było raczej miejsca na poselstwa i układy. Najeźdźcy dobrze wiedzieli, że pozostawienie na zapleczu silnego grodu z załogą może im utrudnić swobodne operowanie wewnątrz obcego kraju.

Pejoratywny i imienny wtręt o nieroztropnych przywódcach obrony Sandomierza wzbudza wątpliwości. Czy przypadkiem nie miał na celu skojarzenia ich z określonym rodem, przy okazji obciążając go winą? Był to ród Dębnów, łatwy do identyfikacji dzięki charakterystycznym imionom Piotr i Zbigniew, a także poprzez miejscowość Krępę, która należała do rodu. Wielcy Dębnowie, a można przypomnieć tu chociażby Zbigniewa Oleśnickiego, nie wypierali się tych przodków. Źródła przecież umieszczały ich wśród trzynastowiecznej elity, co było u schyłku średniowiecza i epoce nowożytnej niewątpliwą wartością. Dębnowie starali się upiększać rodową tradycję albo kierować jej ciemne strony na boczny tor. Przykładem może być Długosz, który w Klejnotach zasugerował, że przodkowie Dębnów w niewoli zawarli małżeństwa z Tatarkami, a ich potomstwo powróciło do Polski.

Podanie o Piotrze z Krępy można nazwać czarną legendą rodu Dębnów. Jednak wraz ze wzrostem potęgi Oleśnickich wątek ich przodków traci negatywny wydźwięk. W żywocie Oleśnickiego pióra Kallimacha Piotr z Krępy otrzymuje już życiorys niesplamiony winą. Pozytywna ocena przodków powstała też, co zrozumiałe, w legendzie herbowej Dębnów. Gdy XVII i XVIII wiek przyniosą kolejne zagrożenia ze wschodu legenda o Piotrze z Krępy ponownie zacznie się rozjaśniać, aż stanie się legendą złotą. Wraz z tendencją poszukiwania nowego typu świętości, Piotr w trakcie zabiegów o uznanie kultu męczenników sandomierskich zostaje nie tylko do nich zaliczony, ale określony zostanie mężem „świątobliwie żyjącym”.

W XIX wieku powstała opowieść o niezłomności Piotra. Po wzięciu go do niewoli Mongołowie mieli podnieść go na dzidach przed murami miasta, aby osłabić wolę obrońców. Piotr konając miał powiedzieć do sandomierzan: brońcie się i nie poddajcie. We współczesnej kreacji literackiej Tatarzy na dzidach podnoszą głowy Piotra i Zbigniewa. Tak jak tamta klęska stała się symbolem pierwszego najazdu, tak najczarniejszą kartę drugiego zapisała nieudana obrona Sandomierza.

dodane na fotoforum: