Sandomierz

Sandomierz

www.sandomierz.pl/filmy/sandomierz.htm

Jarosław Iwaszkiewicz, poeta, eseista i prozaik, przyjeżdżał do Sandomierza przez kilkadziesiąt lat. Tu uciekał przed zgiełkiem życia, odpoczywał od obowiązków publicznych i rodziny. Przede wszystkim tworzył.

Sandomierz pojawia się wielokrotnie w jego twórczości, ale także w listach i dziennikach. Na ostatnim spotkaniu autorskim w Sandomierzu, latem 1979 roku powiedział: „Moje związki z tym grodem o tysiącletniej historii sięgają z górą półwiecza. Pierwszy raz wynająłem tu mieszkanie w 1936 roku. Potem przez długie lata starałem się co roku przyjeżdżać do Sandomierza i przywiązałem się do tego miasta bardzo. Wybrałem je sobie, gdy mało jeszcze o nim mówiono, co pochlebia mojej dumie”.


Listy do córek, Sandomierz 5 maja 1936 roku:
Iwaszkiewicz w związku z poprawą stanu zdrowia żony w maju 1936 roku wynajął mieszkanie przy Katedralnej 7. W liście do córki Marii pisał:
„Sandomierz jest cudowny, zwłaszcza że bzy i jabłonie są tu w pełnym rozkwicie, upał szalony, a Wisła pełna wody”.

Listy do córek, 22 czerwca 1936 roku:
„Dzisiaj byłem znowu na plaży nad Wisłą, bo dzień pogodny i znowu się trochę podpiekłem. (...) W tym roku jedźcie nad morze, ale na przyszły rok przyjedźcie na parę tygodni do Sandomierza, tak tu ładnie...”

Listy do córek, 4 sierpnia 1948 roku:
„W Sandomierzu nic się nie zmieniło, ale się bardzo pochyliło ku starości i ku zaniedbaniu, samo miasto nie jest zniszczone, ale okoliczne zniszczenia jednak bardzo się na całości odbiły. A okolice zniszczone potwornie, częściowo już się odbudowały, ale jeszcze widać bardzo dużo ruin. Mieszkanie mam wygodne, oczywiście klozecik drewniany, brudny i w dużej odległości od domu – wyobrażam to sobie zimą – jeżeli chodzi o psipsianie, to żadnych ułatwień w tym kierunku nie ma, widocznie wszyscy mieszkańcy Sandomierza wcale nie siusiają, widocznie nie mają tej potrzeby. (...) Siusianie jest widocznie wielkomiejską rozpustą...”

Dzienniki, Sandomierz, 9 sierpnia 1949 roku:
„Prawdziwą perwersją jest po zapiskach z Palermo i Paryża zamieszczać zapiski z Sandomierza. Ale taką perwersję lubię. Zresztą, jeżeli chodzi o urodę, to niczym widoki sandomierskie nie ustępują widokom Palermo. (...) Morza tylko nie ma”.

Dzienniki, 1 czerwca 1952 roku:
„I znowu przed moimi oknami ten ukochany widok na błonia, na Wisłę i na pola za Wisłą, na drzewa, na Trześnię i aż hen ku lasom Grzybowskim. Jeszcze nigdy mi Sandomierz nie wydał się taki piękny, jeszcze mi nigdy tak dobrze nie było. Siedzę już tu przeszło tydzień i bardzo dużo zrobiłem”.

Listy do córek, 11 września 1953 roku:
„Otóż i jestem w Sandomierzu, z widokami na Wisłę. (...) Byliśmy jeszcze w cudowny ranek w Koprzywnicy – o 17 km stąd – w opactwie cystersów. Opactwo jak opactwo, ale w powrotnej drodze zatrzymaliśmy się w Samborcu, kościółek tam stoi na wysokiej górze, z której rozciąga się tak piękny widok na błonia nadwiślańskie, pola i drogę do Krakowa – jakiego dawno nie widziałem. I na Sandomierz stamtąd widok nadzwyczajny. Strasznie to wszystko lubię, bo to jeszcze piastowskie – takie bardzo polskie”.

Dzienniki, 26 maja 1955 roku:
„Co jest dla mnie ważne, co jest istotą moich pobytów w Sandomierzu, to to, że mogę zanurzyć się bez reszty w moim przyrodzonym żywiole – w literaturze, to znaczy w czytaniu i w pisaniu. (...) I tutaj przychodzi ta łatwość pisania, obfitość pomysłów, spokój fizyczny w stawianiu liter – bez pośpiechu. Myślę, że gdybym tu siedział po dwa lub trzy miesiące na rok – napisałbym całe tomy”.

Dzienniki, 26 maja 1956 roku:
„Z całego Sandomierza, z całego uroku tego miasteczka, murów, widoków przestrzeni, obłoków najbardziej mnie zawsze wzrusza św. Paweł. To podwóreczko tak nieskończenie polskie, ta kwintesencja powstań i żeromszczyzny (...) potem to wnętrze do żadnego innego na całym świecie niepodobne. Te stalle rzeźbione, ta ambona (zresztą rzeźby na ambonie wcale niezłe), a przede wszystkim drzwi na chór, szczyt wdzięku i naiwności...”

Listy do córek, 6 czerwca 1956 roku:
„Widzę tylko z moich okien ten cudny pejzaż. Pogoda niebywała, ale dziś już trochę za gorąco i serce mi nawala. Akacje białe kwitną i pachną, aż czuć w pokoju. Wczoraj byłem w cyrku z bardzo piękną kobietą! Widzisz, że i w Sandomierzu można się zabawić. Jest tu ekipa filmowa, która zdejmuje całe miasteczko, ciekawy jestem, jakie to będzie, zdaje się nazbyt filmowe”.

Listy do córek, 7 czerwca 1956 roku:
„Zamierzam zbudować sobie w Sandomierzu »pustelnię« i jestem pełen tych projektów. Poza tym dużo czasu zabiera mi Cyrk nr 5, który tu stoi, to chodzę po bilety, to prowadzę tam dzieci z Domu Dziecka”.

Dzienniki, 14 września 1960 roku:
„Zobaczenie na własne oczy rozparcelowanych terenów za Świętym Pawłem, zniszczenia historycznego wąwozu i całkowitego zbabrania »mojego« widoku, który tak od dwudziestu czterech lat ukochałem – było wczoraj jak pchnięcie kulą w pierś”.


Jarosław Iwaszkiewicz, *** (VII)
Sandomierz to mała mieścina co jednym okiem patrzy,
Okiem Bramy Opatowskiej w horyzont coraz bladszy,
W horyzont nachylony, w horyzont przytulony,
I taki zamyślony, i taki bardzo zielony.
Między murami drogi do Opatowskiej Bramy
W ciszy, zmierzchu i smutku przechodząc się błąkamy.
W miasteczku stoi wojsko, jest tu znajomy pilot,
I Opatowskiej Bramy zielony, zielony wylot.
W podsieniach starzy Żydzi, w podsieniach stare Żydówki –
„Czy pan nie potrzebuje furmanki do Opatówka?”
Jakiś pan, zapaleniec, co młodość w miasteczku trwoni,
Odpędza Żyda i mówi: „Ten pan nie potrzebuje koni”.
I mówi – (szabasowe po oknach zapalają się z wolna świeczki)
W tym domu podobno mieszkał kardynał Oleśnicki.
Tymczasem zaś tam mieszka kupiec zbożowy Aron,
Żona mu w kuchni kardynalskiej przygrzewa wczorajszy makaron,
I dwie wnuczki Arona, młodziutkie pensjonarki,
Co wieczór wyglądają z okien – a najbardziej w jarmarki.

dodane na fotoforum:

ireneus

ireneus 2011-11-01

Super ujęcie.

dodaj komentarz

kolejne >