Sandomierz

Sandomierz

Latarnia Chocimska

Poniższy tekst stanowił jeden z rozdziałów przewodnika "Pamiątki Sandomierza - ludzie i rzeczy" napisanego na początku XX wieku przez znanego sandomierzanina ks. Józefa Rokosznego.

"... Mamy w Sandomierzu kilka figur, stojących wśród domów naszych. Co one znaczą? Zatrzymam się najpierw przy tej, która stoi na wzgórku przed bramą Opatowską. Jest to kolumna okrągła, postawiona na szerokiej podstawie; na kolumnie, jakby domek malutki, nad nim daszek i krzyżyk. Postawiono ją tutaj niemal trzysta lat temu. Na jaką pamiątkę? Nie wiadomo. Nic pod murami Sandomierza nie zaszło tak ważnego, żeby wystawiać figurę. Zdaje się, najprawdopodobniej było tak, że stała tu w tym miejscu stara figura, ale już się przez wiek zniszczyła, usunięto ją, a na jej miejsce postawiono nową. Sądzimy tak dla tego, że właśnie ze starych dziejów wiadomo, że pod bramami miast stawiano dawniej figury z latarniami, aby podróżnym z daleka wskazać drogę do bramy miejskiej. Było to bardzo potrzebne przy dawnych nie uporządkowanych drogach, a zwłaszcza przy różnych górach i wąwozach, jak tutaj pod Sandomierzem. Figura nasza ma na kolumnie domek; ten domek dawniej bywał pusty, stał na czterech kolumienkach, a w środku miał umieszczoną latarnię, którą codziennie stróż bramny zapalał wieczorem. Latarnia taka przed bramą miasta była jeszcze dawniej potrzebna dla tego, że wskazywała podróżnym miejsce trędowatych. W dawnych czasach, jakie sześćset, pięćset lat temu szerzył się w Europie trąd, okropna choroba nieuleczalna: ciało dostawało plam, potem gniło i odpadało. Trędowatych było dużo w każdym kraju. Co z nimi robić? W mieście sieliby zarazę. Więc za murami miasta, w pewnem oddaleniu, urządzono dla nich wspólne pomieszkania lub oddzielne domki. Kto w mieście zachorował, chociażby najbardziej kochany, chociażby najznaczniejszy, musiał uchodzić pod karą śmierci za miasto. Tu rodziny, znajomi przynosili pożywienie i odzież. Kładli w pewnym miejscu wyznaczonem: chorzy przychodzili później i zabierali. Smutna była dola tych ludzi. Społeczeństwo ich usuwało z pośród siebie za mury miasta: może z bólem, ze łzami, ale musiało, by zarazy straszliwej nie szerzyć dalej. W nocy nad ich szpitalem świeciła latarnia, by podróżny omijał to miejsce nieszczęsne. Jeżeli się spóźnił, przyjechał już po zamknięciu bramy, by nie tu, lecz dalej, z drugiej strony szukał gospody i noclegu.

Niekiedy takie figury-latarnie, w owe dawne czasy, służyły ludziom wędrownym za drogowskazy - od miasta do miasta. W nocne zimowe zadymki, wśród pustej drogi, gdzie ani słupa wiorstowego, ani telegraficznego, takie figury z latarnią na wierzchu zapaloną, okazywały wielką usługę: wskazywały drogę, strzegły przed zbłądzeniem, a zbłądzenie wówczas, to pożarcie przez wilki. Stawiali więc ludzie figury z krzyżykiem Bożej Męki na szczycie i z błogosławionem światełkiem latarni. Może i nasza jest jedną z długiego szeregu - bo oto niedaleko, pod Mokoszynem mamy drugą; dalej pod Buczkiem spotykamy taką samą trzecią, a pod Zawichostem czwartą, może więc one w dawne czasy jakiś trakt znaczyły. Ale wszystko się zmienia. Był czas, że takie figury-latarnie stawiano i pilnie światło w nich dla dobra ludzi podtrzymywano. Później: może jedna, druga popsuła się, przewróciła; może tu i owdzie zaniedbano zapalać lampki... i zwyczaj, choć taki chwalebny, ustał powoli. Figury popsuły się, niszczały. Gdzie była poczciwa myśl, gdzie był kto dbały, postawił nową i jak często bywa, na podobieństwo starej. Ale już domek na kolumnie zamurował cały, bo już latarni wcale nie palono.

Inną figurę spotykamy przed kościołem św. Michała. Na czworograniastym postumencie kamiennym stoi z piaskowca figura św. Rocha, zwróconego twarzą do kościoła. To patron pielgrzymów. Tu żegnali się ze swoimi blizkimi wyjeżdżający w daleką drogę. Przed tym kościołem na wysokich słupach murowanych stoją postacie świętych: to święty Benedykt i św. Scholastyka, patronowie zgromadzenia panien Benedyktynek. Jak wiadomo jeszcze przed kilku laty do tych zakonnic ten kościół należał. Dziś należy do seminaryum.

Dalej na górce, na placu przed kościołem św. Józefa, stoi figura św Aleksandra, postawiona na grobie biskupa-sufragana Aleksandra Dobrzańskiego, zmarłego w 1831 roku. Od najdawniejszych czasów stał w tem miejscu drewniany kościół św. Wojciecha, który należał do Benedyktynów ze św. Krzyża. Kościół ten istniał od początku XIX wieku. W 1809 roku spalili go w czasie wojny Austryacy. Koło kościoła był cmentarz, na którym, jak to dawniej było we zwyczaju, ludzie chowali swoich zmarłych. W r. 1762, kapituła sandomierska zabroniła grzebać umarłych w kościele N.M.P. i na przylegającym cmentarzu, a poleciła za cmentarz grzebalny uważać cmentarz przy kościele św. Wojciecha. Biskup Burzyński około roku 1820 kazał to miejsce otoczyć murem; bo chociaż od roku mniej więcej 1800 już się tu nie grzebali parafianie kolegiaty, lecz na dzisiejszym cmentarzu, ale było tu jeszcze dużo świeżych grobów i mogił, chciał je więc biskup uchronić od profanacyi. W r. 1831 był tu pochowany biskup Dobrzański. W r. 1871 z polecenia władzy rządowej zniesiono mury, zrównano groby, zasadzono drzewa. Wtedy właśnie postawiono tę figurę św. Aleksandra, aby ona przynajmniej świadczyła wobec naszego pokolenia, że tu był kościół, że tu był cmentarz.

Przed ratuszem od strony wschodniej stoi wysoka kolumna na szerokiej podstawie; na kolumnie figura N.M.P. niepokalanie poczętej. Postawili tę kolumnę obywatele miasta w r. 1776 na pamiątkę misyi, które w tym roku w kościele kolegiackim odbywali o.o. Dominikanie. Przed figurą jest latarnia, ale już szyby wybite i lampka się nie pali. Smutne zapomnienie !

W zagłębieniu uliczki, która prowadzi obok pałacu biskupiego do szkół, stoi duża murowana podstawa w kształcie ołtarza, a na niej kamienna figura św. Ignacego w szatach pielgrzyma. Ma na sobie płaszcz podróżny z peleryną, na plecach zawieszony, kapelusz pielgrzyma, a w ręku laskę. Na jednej pole peleryny przyszyta muszla spora. Zastępowała ona nieraz pielgrzymowi łyżkę. Dawniej w średniowiecznych czasach każde miasto, dokąd przychodziła większa liczba pielgrzymów, miała swoje znaki, które pielgrzymi na dowód odbytej pielgrzymki, przyszywali sobie na pelerynie płaszcza. Klucze np. na krzyż złożone miał Rzym; a Compostella, gdzie grób św. Jakuba, miał muszlę z figurą tego świętego. Figura ta stała na placu przed kościołem św. Piotra. Kościół ten był dawniej parafialnym kościołem Sandomierza. Od roku 1603 do 1773 było przy tym kościele zgromadzenie o.o. Jezuitów. W r. 1813 kościół się spalił. Nie podtrzymywano go po pożarze. A następnie zaczęto zabierać materyał na pałac biskupi, który to miał stanąć na placu szkolnym, na wprost domu Długosza.

Na wzgórzu zamkowem przy domu nadzorcy więziennego stoi figura z kamienia, zdaje się, wyobrażająca błogosławionego Wincentego Kadłubka, proboszcza tutejszego i pierwszego kronikarza. Postawiona tutaj około roku 1870.

Oto, co nam powiedziały figury miasta naszego. Nawet zwykła, niewielka pamiątka przeszłości ma swoją mowę. Trzeba mieć tylko serdeczną ciekawość, a każda cośkolwiek o sobie nam powie i o mieście naszem..."

Z kolei w 1879 roku w swojej "Monografii miasta Sandomierza" ks. Melchior Buliński opisuje również jedną z sandomierskich latarni przydrożnych tzw. Latarnię Chocimską przy ulicy Zawichojskiej 2, usytuowaną na terenie posesji Cypriana Strużyńskiego. Latarnia ta jest wyodrębniona w terenie poprzez otaczający ją od południa głęboki parów, a z drugiej strony poprzez drogę dojazdową do dworku. Na stronach 414-415 "Monografii..." ks. Melchior Buliński tak oto opisuje znaną mu z opowiadań historię związaną z tą latarnią:

"... Według starożytnego ustnego podania, pod tą figurą...

dodane na fotoforum: