w moim ogrodzie, gdzie wysoki parkan zazdrośnie strzeże bluszczów i powoi,gdzie pnąca róża wygłodniałe nozdrza dusznym zapachem o poranku poi jest mały skrawek, który bosą stopą mogę przemierzać nie patrząc pod nogi,tam nie ma żądła pszczoła ani osa,stokrotka szepce, cień drzew myśli chłodzi,wciągam zachłannie hausty świeżych woni i nikt nie widzi, jaka mi pazerność z oczu spogląda na skarby jabłoni,bluszcz jak wąż się wije przysięgając wierność,każdy ma ogród; parkan bądź żywopłot grodzi mu pole na własność dodane i bez znaczenia, że każdego inny,w moim niech skromny przycupnie rumianek,ja nie zamarzę o dalekich lądach,o egzotycznych barwach rajskich kwiatów,ja tutaj - na bosaka, bez schylania głowy zaglądam sobie w oczy bez zdumienia świata,czasem otwieram furtkę, kiedy ktoś u progu nieśmiało chce ukłonić się nie niszcząc ciszy,wtedy milczą na temat pochowane słowa w zacienionej altance, w zadumania niszy.