Czas róży przemijania ...

Czas róży przemijania ...

„Zaradności zamek”

Pod parasolem pola siłowego w schronieniu
W słusznej obronie swoich praw osobowych
Obszaru zdziwienia cudzych min otoczeniu
Do szybkiej reakcji zawsze i wszech gotowych

Ta oręż co bogatym wyposażeniem szpanuje
Wytacza najcięższe argumenty sprawnie
W nadziei na sukces, życie skutecznie ratuje
Kiedyś pokój znowu wywalczy, jak dawniej

W oparciu ramienia, co dawnej był gotów
Z braku przyczyny, co w potrzebie czekało
Nie liczy do przybycia już żadnych kroków
Co by się i kiedykolwiek w przyszłości działo

Za mało słów by zrozumieć sens działania
Bez zbytniej troski o uczuć i emocji ostoję
Rychłego więc bez wyjaśnień pożegnania
Dzieli lądy przepaścią zapomnienia na dwoje

Tak w dziele swym zamyka jakiś czas historii
Nie wspomina wiele, gdy ucieczką znów znika
Zasłynie z laurem na skroni, w chwale i glorii
W innym czasie w samotności gorycz przełyka

Ciszą smaga zapomniane twarze, czasem skute
Rylcem jego bruzd tworzy, korę ochrony grubą
Wypełnia bezszelestnie łez zastygłych glutem
Cieszy się wygraną i chełpi swoją bzdur chlubą

Cóż po czasie, gdy srogą zapłatą za szczerość
Niesie w swym przekazie tajemnice i zagadki
Iluzji dozgonną w przysiędze jest wierność
Pozorom nigdy końca i na nie zawsze zadatki

Srogi czas pokuty, w modlitwie wolno upływa
Myśli uwalnia lekko, jak z garści więzione motyle
Nadziei jednak jakoś z serca i duszy nie zbywa
Każdego dnia jednak, powoli przybiera na sile

W sprawności obrony odpiera już atak nowy
Z trudem buduje wokół pola: mury, fosy i tamy
Okazały zamek warowny jest prawie gotowy
Jak drogocenny obraz, okalany jest w ramy

Nie ma dostępu z lądu, ani wody czy powietrza
Zaczarowany magią słów zaklęcia cały spowity
Decyzja konieczna to i jedynie słusznie ostateczna
Koncept jedności i sensu, zgrabnie przy tym uwity

Cóż powie na to niebo, cóż woda i ziemia doda
Czy czarnych chmur pełne, gromów ostre strzały
Potokiem zmyje złudzenia. Czy jednak nie szkoda
Gdy we władaniu chytrym, chętnie udział brały

Czyż wody sztormem nie przebrały wszech miary
Topiąc we łzach wszelki smutek i żal ukradkiem
Nie unikając srogiej przy tym, samotności kary
Odpływając naiwności, w siną dal znaku, statkiem

Ziemia erupcją wulkanów stanie ognia gniewem
Stopi nie jedno piękno, wartość, sens i inicjatywę
Rozgoni je po świecie dymem historii powiewem
Kiedyś w radości, odsłoni jej właściwą prawdy niwę

Cóż powiedzieć jeszcze można, gdy słowa więzione
Kulą i łańcuchem, gróźb i przykazań są zniewolone
Od ognia piekielnego sadzą czerni, myśli osmalone
Za życia w niewinności, już srodze dawno osądzone


19.12.2014 r. godz. 11:13
ebrima

(komentarze wyłączone)