Po kilku godzinach siedzenia w przydomowym ganku w
bliskim towarzystwie wójcika, przy jego ulubionym płocie gdzie namiętnie śpiewał
i żerował, zaakceptował mnie. Uznając, że nie ma z mej strony żadnego
zagrożenia zdecydował się i wybrał moje ramię i rękę jako doskonały, wyższy od
płotu punkt obserwacyjny. Na początku nieśmiało na bardzo krótko - usiadł i
odskoczył, siadał na coraz dłużej, aż przysiadł i tak został. Śpiewał i śpiewał,
a od czasu do czasu rozciągał się na mej dłoni, tulił się by ogrzać się jej ciepłem. Dodam,
że pomimo, że to był 30 czerwiec to dzień nie należał do najcieplejszych, miałem
założoną bluzę i polar, a i tak odczuwałem chłód tego dnia. Po jakimś czasie
okazało się, że ręka już mu nie wystarcza, więc podfrunął na mą głowę. Śpiewał
mi do "ucha" a siadające na mnie krwiożercze komary i natrętne muszki łapał i ze smakiem konsumował.
polo11 2018-07-05
Idealny naturalny sposób na uciążliwe komarzyska, taka symbioza to mi pasuje :) super uczucie musiało być, zazdroszczę wrażeń
derkacz 2018-07-05
Dziękuję za miłe słowa. Ciekawe co się z nim dzieje? Odleciał czy dalej jest w ogródku i umila swym śpiewem lipcowe dni.
wydra73 2018-07-05
Skua, teraz wójcik, po drodze jeszcze coś było; "zaklinacz koni" powinien u Ciebie terminować.
Przemyśliwałam jak się rozwinie ta zażyłość, więc z przykrością czytam, że oswoiłeś i prędko zdradziłeś przyjaciela, odlatując mu z ogródka.
derkacz 2018-07-05
Do przyjaciela zawsze jeździłem w weekendy, niestety dzieli nas odległość ok 50 km :(