Przyniosles mi bez pieciolistny
w klapie od marynarki.
Swiecil jak absurd czysty.
Jak order. Albo jak antyk.
Zakwitl zwyczajnie, jak wszyscy,
gdzies na swietego Andrzeja.
Tylko od innych byl tkliwszy.
Jak usmiech, Albo nadzieja
Bez pachnial bzem najczesciej,
i przekwitl o swojej porze.
Zostalo mi po nim szczescie
w liliowym bzowym kolorze.
Osiecka Agnieszka