[9610477]

Dlaczego, tak często przekonuję samą siebie, że tak bardzo chcemy się spotkać, mimo iż ciągle od siebie uciekamy? Dlaczego wciąż żyję mylnymi wrażeniami, które opisują mi Ciebie takim, jakim chciałabym żebyś był?
Jedyna pewna rzecz, którą o sobie wiemy to to, że istniejemy. I choćbym, nie wiem, jak bardzo chciała się okłamywać, to i tak znikąd nie dostanę nigdy potwierdzenia, czy tak jest w istocie.
Teraz już nawet nie wiem, czy to, że nasze decyzje tak bardzo nas od siebie oddaliły były uzasadnione, czy też nie.
Myślałam, że idziemy naprzód, przekraczając po drodze wszystkie bariery, a tak naprawdę postąpiliśmy naprzód zaledwie dwa duże kroki, by potem cofnąć się setką małych, nieporadnych, niepewnych kroczków.
Nawet oboje minęliśmy punkt wyjścia. Stoimy teraz daleko za nim. Jak mamy znów do niego dojść? Czy w ogóle możemy się ruszyć? Czy też będziemy stać tak, dopóki los nie pośle nas na inne drogi?
Był nawet taki dzień, kiedy byłam na Ciebie po prostu wściekła, grałeś mi na nerwach tak jak chciałeś, wiedząc, co dokładnie zrobić.
Pragnęłam sprawić, abyś poczuł się podobnie, chciałam być wredna. Chcę być wredna, ale nawet nie wiem, czy uda mi się omijać Cię największym łukiem, jakim się da. A gdy już przestanę Cię spotykać, czy będę miała tyle odwagi, by znów wpasować się w swoją rzeczywistość bez Twojej osoby?
W rzeczywistość, w której będziesz, taki jaki być powinieneś - niedostępny, zimny, obojętny i nie dla mnie.

Jeśli właśnie tego sobie życzysz - zniknę z Twojego życia, dokładnie tak gwałtownie, jak się w nim pojawiłam. Zwrócę Ci Twoje miejsce - bo ono jest Twoje, byłeś w nim pierwszy już wtedy, kiedy nie sądziłam, że istniejesz.