Pieńć i pieńć w tytule zobowiązuje do słów. I myśli.
Jakoś tak ukochałam sobie góry. Wpisałam we własną naturę potrzebę podróży, zdobywania nowych światów i poznania granic samej siebie. I wszystko to: zabłocone bojówki, gorąca kawa w kubku termicznym, permanentny brak makijażu - znalazłam na szlaku. Kilka tak ważnych rzeczy, że nie chcę się nimi dzielić.
Wrócona ze Szklarskiej i Muszyny - domagam się więcej. Chcę butelki wina na stoku Caryńskiej, chcę wschodów słońca ponad marzeniami i takiej rzeczywistości, która da mi to wszystko naraz. Nie umiem być połowiczna, a ta cisza wkoło mnie przeraża.
Ot, tak.