[20!]

[20!]

8 godzin jazdy pociągiem dzieli mnie od Beskidu. Brzmi trochę jak wyzwanie, prawda? Toż ponoć nie ma rzeczy niemożliwych...

3 w nocy to piękna godzina. Ot, zejście z baru, droga do domu i - spontan! jedziemy do Zapiecka, weekend jest weekendem, jednak piwa trzeba się napić. I po miesiącu przyobiecanej abstynencji ;-) A tam gitara, tam winogronówka (nie ma takiego słowa, garnek podkreśla to na czerwono), tam śmiech i znajome twarze.
Noc poprawiania ulubionego Serba, znoszeniem komentarzy iż jestem "najpięknieeeejsząą barmanką na caaaałym świecie" (z zachowaniem oryginalnego akcentu, podkreślonego przez ortografię) - gdyby ów miły nadawca komunikatu nie był w stanie prawie agonalnym, mogłabym odebrać to jako komplement.

Wybrałam Uniwersytet. Daleko, jak chciałam i co ważniejsze nawet, blisko gór! Dużo dobre, mówiąc w ukraińskim slangu. Daleko od Łodzi, jeszcze dalej od Warszawy.

Idąc za bohaterką Słoneczników Snopkiewiczowej - najtrudniejsza jest sama decyzja, miotanie się pomiędzy różnymi ścieżkami, często wykluczającymi się nawzajem. Gdy ta zostanie podjęta, nie pozostaje nic poza wcieleniem w życie i przecierpieniu ewentualnych konsekwencji.

Nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, że takie codzienne refleksje są tak miłe. Nareszcie nie odczuwam potrzeby pisania po innych stronach czy na blogu. No i (nie powinno się tak zaczynać nowego zdania) przekopywania archiwum foto. Powyższe zdjęcie pochodzi z września 2010. Nawet nie wiedziałam, że czasem wychodzi mi jakaś zacna fotka.

Toteż bardzo wiosenna, troszkę senna mimo wszystko i pachnąca lawendowym szamponem kreślę się, idąc dalej przed siebie. Tak trzeba, prawda?

dodane na fotoforum: