No i wsiadłam dzisiaj na tego Siwozwierza.
Minęły prawie dwa tygodnie od wypadku, więc czuję się zupełnie wyleczona i usprawiedliwiona - bo ileż można?
Najpierw lonża - bo Siws od tego czasu nie chodził. Trochę pokicała przez maciupkie przeszkódki - nie zauważyłam, żeby specjalnie jakoś nie chciała, albo się bała czy coś - znaczy, nic w tej łebie nie ostało nie tak.
Potem wsiadłam na jakieś 20 minut. Dziwnie mi się jechało.
Jutro Ciocia Becia coś skoczy na próbę - ja sobie dam jeszcze dwa- trzy dni przerwy od skakania, a potem zaczniemy trenować do zawodów.