Prowadzimy się za uszy wersja "hard".
Pytanie tamtego dnia:
"po cholerę ty się tak bawisz z tym koniem - daje ci to coś??"
Ano, daje, jak widać. Uszy siwej to była kompletna terra incognita - nie tyle dla mnie, co dla niej samej. Przełożenie ogłowia trwało od pół godziny wzwyż, a zdarzało mi się wyjść z boksu z rozwalonym nosem. Że o dotknięciu ucha czy włożeniu do środka palca nie wspomnę.
A tu proszę - teraz sobie chodzimy dookoła za ucho właśnie, choć widać, że Siwsa to jeszcze trochę wkurwia.
Nie jestem zboczonym naturalem, po prostu lubię czasem pobawić się w ten sposób, bo cokolwiek by się nie mówiło o tej metodzie, to siedem gier buduje na prawdę świetną więź między człowiekiem a koniem.
Jeśli sprawdziło się na Siwej, sprawdzi się na każdym innym dziczku.
Zabawy przed jazdą są dobre - rozluźniają i odprężają. Po jeździe stanowią nagrodę, takie odsapnięcie po pracy a Siwa lubi część z nich równie bardzo jak pięć minut na trawie. Jeśli nie ma na nie ochoty - po protsu odchodzi.
To jest nasz czas dla siebie nawzajem.
konica 2010-06-30
jej odmiana na chrapach jest genialna!
fuma23 2010-07-01
podobny problem mam z młodym i też się bawimy przed jazdą z uszkami :) taka mu trauma została po "koleżance" i jednym wypadku podczas siodłania ale już prawie bez oporów ubieramy ogłowie :) wiec uważam, że takie zabawy są potrzebne nio i poza tym zbliżają obie str
pozdrawiam