... - 20.01.2020

... - 20.01.2020

-


Zimny wiatr od świtu
Snuje chłodną mgłę włosów
A ciężkie godziny ciemności
Drzemią w zaułkach smutku

Ręka zroszona jesiennym deszczem
Maluje w ciemnej głębi pokoju
Ruchem flamandzkiego światła
Uśpiony zapach słońca



-----


Niepewna ręka

Potulna
Klęczy w przejściu dla ślepców
Oparta o ścianę
Intymnego lasu
Porzuceń
Miłości bez liku
Gdzie ptaki dziobią własne cienie



-----


Nikt

Gołe kości i mięśnie
W srebrnej chwale
Nerwowy krok
Biegnący za swym cieniem
Dwie ręce napięte
Wścibskim miłosierdziem
Własny obłęd
Gdy nie ma o czym pisać
Jeszcze żywy
Z okiem wlepionym w przeszłość
Tkwiąc bezradnie w miejscu
Kogóż chce zadziwić



-----


Ktoś

Ktoś
Kogo nie znam
W naszym szaleństwie
I krzyku głodu
Szeptanych wierszy
Przeciw rozpaczy
Bezsensu dnia
Bezradnych nocy
Ktoś
Kogo nie znam
Każdym oddechem
Wybacza moją sekundę
Istnienia



-----


Dziś jestem chora ale niezbyt
Wyblakły kolor przeziębionej głowy
Gołe kości i sflaczałe mięśnie
Wcale nie jestem chora

Dziś jestem zmęczona ale niezbyt
Szara i bezpłciowa
Za grosz we mnie wdzięku
Wcale nie jestem zmęczona

Dziś ciemno i deszczowo ale niezbyt
Po prostu nie wiem co robię
Spraw żeby nie bolało
Każdego dnia i każdej godziny



-----


Sezon ręki

Zmęczone bez Ciebie
Rozżalone bez gniewu
Palce szukające palców
Roztargnione
Bezradnie splątane
Drżące
Coraz zimniejsze
W ciągłym oczekiwaniu dłoni



-----


Ciemność spada jak mokra gąbka
Tej nocy patrzę markotnie

Sny o subtelnych zalotach
Umówiony przypadkiem spektakl
Czarujący grymas na ustach
Język z poprzedniej ekstazy
Zgroza i wstręt istnieją
Lepiej o tym zapomnieć

Pięknie wymyśla się swą cnotę



-----


Bez pewności

W słowach łgarza
Nowinkach plotkarzy
Rozmowach głupców
Mowie oszustów
Przez moment rozpędzonych następstw
Czekam
Czy jeszcze żyjesz



-----


Bez łez

Nie wołana
Przybywa z nagłą odsieczą
Samotność
Wyczekuje w powietrzu
Niby lekki pokrowiec duszy
Tłucze się mozolnie we wnętrzu
Skrzypi śmiechem nadziei
Tą protezą wierutną



-----


Muszę wyjść na powietrze
Na polanę
I odetchnąć

Odurzyć się
Zrozumieć
Przystosować

I tyle autoanalizy



-----


Z czarnych godzin

Ciemność bez wyjścia
Zamiast przestrzeni
Zaborcza
Lepiąca
Wysysająca
W czarnym akordzie
Ćma powszednia



-----


Mroźny świt

Osaczone bezradnie szczęście
Językiem teraz obcym
Ostrym
Oschłym

Nieświadome dzieło bólu
Przeszyte zmęczonym wzrokiem
Oczekującym
Obłąkanym

Tętnice ciał nerwowych
Pogmatwane gorzkim smutkiem
Skulonym
Mrocznym

Na wilgotnych poduszkach
Tańczą pocałunki na czołach
Niespokojnych snów



-----


Dobry Boże

Na oścież otworzyć wnętrzności skręcone ?
I strach co wybucha krwi kroplami ?
A jeśli nie dasz łaskawie ratunku
Nakleić znów znaczek na list
Twojemu portierowi ?






Wanda F. ( bez zgody Autorki )

(komentarze wyłączone)